Monika Krzywkowska: Miałam i mam szczęście
Monika Krzywkowska (44 l.) wiodła spokojne życie, które wypełniały jej chwile spędzone z najbliższymi oraz praca na deskach teatralnych oraz planach seriali. Tę sielankę zakłóciła diagnoza lekarska. Dziś, kiedy najgorsze ma już za sobą, przyznaje, że cieszy się każdą chwilą.
Największą popularność przyniosła jej rola Teresy Jankowskiej w serialu "Samo Życie". Wystąpiła w nagrodzonym Złotymi Lwami i Orłami dramacie "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową" i "Suplemencie" Krzysztofa Zanussiego. Grała w serialach, m.in. w "Sile wyższej", "Wszystko przed nami", "M jak Miłość" i "Pierwszej miłości"...
Lubiła każdą ze swoich bohaterek, jednak dopiero rola Sylwii Miller w serialu "Skazane" dała jej satysfakcję nieporównywalną z żadną z dotychczasowych kreacji. Po niej została odkryta na nowo. Teraz czuje tę tak lubianą przez aktorów nutę ekscytacji w oczekiwaniu na zdjęcia do filmu "Najpiękniejszy zapach świata" w reż. Filipa Zylbera, gdzie zagra siostrę głównego bohatera.
Do dziesiątego roku życia była jedynaczką. Aż urodziła się upragniona siostra Olga. Początki siostrzanej miłości przy takiej różnicy wieku nie były łatwe, ale ułożyły się wzorcowo. Bardzo się kochają. Olga jest kostiumologiem, świat filmu i serialu zna od kulis, więc i tu siostry rozumieją się bez słów.
Kiedy Monika zdecydowała, że po maturze zdawać będzie do szkoły teatralnej... - W domu nikt mnie nie namawiał, ale też nie zniechęcał. Mama nie znała ciemnych stron tego zawodu. Zresztą i tak trudno by mnie było powstrzymać, więc widząc moją determinację, mama zaczęła mnie wspierać z całych sił - śmieje się. W 1997 roku skończyła warszawską Akademię Teatralną. Przyszłość miała być piękna, ale nie była. Aktorka myślała nawet, żerozstanie się z zawodem.
Wtedy pojawiła się propozycja castingu do roli Julii w Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu. - Zanim zrezygnuję pogram Szekspira. Julię można zagrać tylko raz - myślałam. - W Kaliszu spędziłam 1,5 roku. Zawodowo byłam spełniona, prywatnie - zżerała mnie tęsknota! Do Warszawy,gdzie była rodzina, dom przyjaciele miałam tylko 4 godziny pociągiem,czyli żaden koniec świata, a czułam się jak na wygnaniu.
Wróciła do stolicy. Związała sięz Teatrem Współczesnym. Zagrała tam wiele ważnych ról, m.in. Annę w "Sztuce bez tytułu" (reż. Agnieszka Glińska), za którą dostała nagrodę dla najlepszej aktorki na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych,za tytułową rolę w "Moralności pani Dulskiej" uhonorowano ją Feliksem Warszawskim. Po 12 latach, w 2012 roku, przeszła do Teatru Studio (Raniewska w "Wiśniowym sadzie", mama w "Jak zostałam wiedźmą"), by po kolejnych czterech latach powrócićna stare deski - do Współczesnego. Obecnie na macierzystej scenie gra w spektaklu "Lepiej już było" (w reż. Wojciecha Adamczyka), a w Teatrze Capitol można ją oglądać w "Skoku w bok" (reż. Andrzej Rozhin).
Prywatnie szczęśliwa, spełniona, zakochana. Od 22 lat lat w tym samym związku. - Poznaliśmy się w czasach licealnych. Wtedy to była tylko przyjaźń. Nie przypuszczaliśmy, że jesteśmy dla siebie stworzeni - śmieje się Monika. - Kiedy po latach ponownie się spotkaliśmy, nie umieliśmy ukryć, że czujemy do siebie coś więcej. Jesteśmy podobni, ale też różni oczywiście. Mąż jest zdecydowanie bardziej opanowany. Moje egzaltacje w zderzeniu z jego spokojem sprawiają, że łatwiej mi mierzyć się z codziennością - wyznaje.
Powodem do nieustannej radości jest córka Lena, dziś 12-latka. - Gdy o niej myślę, duma mnie rozpiera. Jest kochana, mądra, ciekawa świata. Ma talent plastyczny, jest świetna z przedmiotów ścisłych. Na pewno nie po mnie - śmieje się aktorka. - Chciałabym, by wyrosła na pewną siebie, niezależną i spełnioną osobę. Wierzę, że miłość i szczerość w relacjach z dzieckiem może się do tego przyczynić.
Ich spokojne życie zakłóciła lekarska diagnoza: czerniak. Postanowiła się zbadać, gdy obejrzała program telewizyjny o nowotworach skóry. Jej podejrzenia okazały się słuszne. - To był szok, zderzyłam się z płytą nagrobną. Śniłam wyłącznie czarne scenariusze - mówi. - Na szczęście chorobę wykryto we wczesnym stadium i trafiłam do najlepszego specjalisty w kraju, profesora Rutkowskiego.
Dziś Monika może powiedzieć, że tę walkę wygrała, co nie znaczy, że straciła czujność... Jak to często w takich momentach bywa, choroba zmieniła jej podejście do świata. - Zrozumiałam, jak życie jest kruche. I piękne. Kiedy okazało się, że to już za mną, ogarnęła mnie euforia. Że nie leżę w szpitalu, mogę pojechać na wakacje, pójść do kina, nieść siatkę z zakupami, sama umyć okna. Dosłownie każda najdrobniejsza rzecz i czynność dziś mnie cieszy. Miałam, a raczej mam szczęście!