Monika Kuszyńska: Wierzę, że wkrótce znów będę chodzić!
Czuje, że niedługo wstanie z wózka inwalidzkiego. Nadzieję daje jej ukochany mąż i jego tata, który może pomóc jej odzyskać zdrowie.
Wiem, że będę chodzić, i że to już całkiem bliska przyszłość. Tak czuję - wyznała kilka dni temu Monika Kuszyńska (35) w programie "Pytanie na śniadanie".
Piosenkarka ufa, że właśnie ten rok będzie dla niej przełomowy. W przyszłym tygodniu wystąpi w Konkursie Piosenki Eurowizji w Wiedniu - do stolicy Austrii pojedzie z mężem Kubą Raczyńskim i młodszą siostrą Martą.
- Eurowizja to takie nasze rodzinne przedsięwzięcie - śmieje się Kuba w rozmowie z "Dobrym Tygodniem". To on skomponował konkursową piosenkę "In the name of love", do której Monika napisała słowa.
Marta z kolei uszyła sukienkę, w której wokalistka wystąpi na scenie. Tak jak są przy niej dziś, w chwili tryumfu, tak trwają od dziewięciu lat, od czasu tragicznego wypadku, po którym jest sparaliżowana od pasa w dół.
- Po wypadku Marta zrezygnowała ze studiów i codziennie opiekowała się mną jak dzieckiem - mówi piosenkarka. Także Kuba, wcześniej kolega z zespołu, po wypadku stał się kimś więcej. Do dziś pamięta, że na pierwsze spotkanie przyniósł jej żółte tulipany, a po randce zawiózł na rehabilitację. I tak już zostało. Po ślubie jego rodzice natychmiast zaakceptowali niepełnosprawną synową.
W tym czasie Monika przeszła pięć operacji. W moskiewskiej klinice poddała się także eksperymentalnym zabiegom polegającym na wstrzykiwaniu wyizolowanych z krwi pacjenta komórek macierzystych.
Walka Moniki o zdrowie poruszyła zwłaszcza tatę Kuby. Pan Krzysztof przez wiele lat był szefem firmy zajmującej się wprowadzaniem wysokich technologii w medycynie. Produkowane przez niego protezy naczyniowe uratowały życie dziesiątek tysięcy ludzi z problemami kardiologicznymi.
Teraz chce skupić się na Monice.
- Tata jest wizjonerem, człowiekiem, który ciągle czegoś poszukuje, konsultuje się z lekarzami - mówi mąż Moniki. Czy uda mu się znaleźć sposób, by pomóc chorej synowej?
Jest na to nadzieja. Bo nikt z rodziny ani na chwilę nie przestał wierzyć w to, że Monika znów będzie chodzić.