Monika Miller po operacji. "Czułam, że eksplodują bandaże i wybuchnie głowa"
Monika Miller ma poważne problemy ze zdrowiem. Cierpi na fibromialgię, czyli przewlekłą chorobę reumatyczną tkanek miękkich. Jednym z objawów jest m.in. utrata włosów. Właśnie dlatego, wnuczka Leszka Millera podjęła decyzję o przeszczepie. Czy udało się i jak się czuję?
Monika Miller jakiś czas temu wyznała, że jest chora na fibromialgię. Konsekwencją tego schorzenia jest wypadanie włosów, którego wnuczka Leszka Millera bardzo się obawiała. Gdy doszła do siebie po zabiegu przeszczepie, opowiedziała, jak się czuje. W rozmowie z TVN przyznała, że chociaż miejsce po operacji nie boli, to nadal dokuczają jej objawy choroby i nie może swobodnie oddychać.
Dodała, że w ogóle nie czuje, żeby ktoś nacinał jej głowę. Według lekarza, za 10 dni nie będzie w ogóle pamiętała o zabiegu.
Miller zdecydowała się na metodę FUT, w której lekarze wycinają pasek skóry na głowie. Jedynie na bliźnie, która po zagojeniu wygląda jak cienki biały pasek, włosy już nie odrastają. Przeszczep przyjmuje się w 98 proc. przypadków, a więc jest duże prawdopodobieństwo powodzenia.
Efekt zabiegu będzie widać dopiero za pół roku. Monika zapewnia, że na jej głowie pojawią się tzw. baby hair. Teraz skupia się na tym, żeby przez najbliższe dwa tygodnie dbać o miejsce po operacji.
Jak się okazuje, jedynie droga do domu okazała się nieprzyjemna. Kilka godzin w samochodzie było dla Moniki Miller udręką. Bardzo bolała ją głowa, ale nie dlatego, że miała przeciętą skórę. Lekarze zabandażowali ją dość ciasno po to, by zapobiec obrzękowi.
***
Zobacz także:
Chora Rodowicz "nie może liczyć na pomoc starszych dzieci"! Co dzieje się w domu gwiazdy?!
Żona Pendereckiego poważnie choruje. Jej znany mąż do dziś nie został pochowany
Marianna Schreiber wchodzi do polityki? Żona ministra PiS zasili szeregi opozycji?!
Niecałe 6 proc. w pełni zaszczepionych zakażonych koronawirusem