Monika Richardson nie zostawiła suchej nitki na "nowej" TVP. Padły ostre słowa o decyzjach stacji i znanych nazwiskach
Monika Richardson w najnowszym wywiadzie poruszyła temat zmian w swoim życiu. Jednym z ważnych rozdziałów w przeszłości dziennikarki była praca przy programach Telewizji Polskiej. Niestety, choć na to liczyła, nie ma powodów do zadowolenia. Po zmianach, które zaszły na ulicy Woronicza, 52-latka jest po prostu... rozczarowana.
Monika Richardson zapewnia, że w jej życiu bardzo wiele się zmieniło. Choć nadal wierzy w miłość - już nie myśli o niej jak o sensie swojego życia. Do tego po pochowaniu mamy zadawała sobie wiele ważnych pytań i przewartościowała dotychczasowe losy. Podkreśla, że choć jest już w dojrzałym wieku, nadal się zmienia i ma przekonanie, że "[...] im więcej mam lat, tym mniej wiem".
Wewnętrzna przemiana Moniki Richardson doprowadziła do tego, że jest w stanie chłodnym okiem spojrzeć na swoje doświadczenie życiowe i zawodowe. Także na lata poświęcone dla pracy w Telewizji Polskiej...
Moniak Richardson nie tęskni za TVP. I choć chciałaby jeszcze realizować się przy programie publicystycznym, to nie z publicznym nadawcą.
"Mam w głowie pomysł na program publicystyczny, który chciałabym prowadzić [...] Ale myślę, że go nie zrealizuję. Przynajmniej nie w tej telewizji. Nie jest to bowiem Telewizja Polska, którą współtworzyłam. I mówię to z przykrością, bo bardzo kibicowałam nowej ekipie. Niestety, potwornie się rozczarowałam. Przede wszystkim - brakiem planu i wizji" - mówiła Plejadzie.
Monika zapewnia, że choć dawniej źle mówiło się o Telewizji Polskiej, tej "nowej" można zarzucić... jeszcze więcej.
"Okazuje się, że w tej nowej TVP ławka jest jeszcze krótsza. Z całym szacunkiem dla moich koleżanek i kolegów, którzy wrócili do TVP po ośmiu latach [...] Trzeba mieć pomysł. W "Pytaniu na śniadanie" wymieniono wszystkich prowadzących. No i co z tego? To tyle koncepcji na nowe rozdanie?" - pytała retorycznie.
Richardson skrytykowała nawet zwolnienie wszystkich dotychczasowych prowadzących.
"Uważam, że zwolnienie wszystkich dotychczasowych prowadzących było najgłupszym możliwym ruchem. Tym bardziej że takie osobowości telewizyjne, jak Tomek Wolny czy Olek Sikora, nie rodzą się na pniu. Telewizja Polska ich wykształciła, dała im nazwisko, a teraz profity z tego będą czerpać inne stacje. Naprawdę warto było inwestować przez lata w ludzi, żeby potem z dnia na dzień ich wyrzucić?" - dopytywała dalej.
Następnie Monika nawiązała do krytycznych słów, które w przeszłości wypowiedziała w kierunku Kingi Dobrzyńskiej, czyli nowej szefowej "PnŚ"
"Pytanie na śniadanie" to teraz program o niczym. Przykre, ale prawdziwe. A oglądalność mówi sama za siebie. [...] to nie jest już moja telewizja - dlatego TVP nie poważam. I nie poważam również decyzji pana dyrektora Syguta. Bardzo mi przykro, ale ci państwo: pan Sygut i pani Dobrzyńska, stworzyli bardzo toksyczny duet. Niewątpliwie wspierają siebie nawzajem [...]" - mówiła Monika.
Choć dziennikarka przyznała, że ceni sobie profesjonalizm niektórych prowadzących z "nowej" śniadaniówki, zadowolenie nie trwało długo. Szybko wróciła do tematu braku planu i wizji.
"Jeśli tamtych widzów do siebie zniechęciliśmy, to tym bardziej musimy wiedzieć, jak pozyskać nowych i kim oni są, gdzie ich szukać. Boję się, że na to koncepcji nie ma..." - wyjaśniła i dodała, że nie chciałaby wracać do tego rozdziału swojego życia. Richardson uważa wręcz, że "telewizja nie ma już takiej mocy" jak dawniej. Dlatego sama zmieniła kierunek.
"Prowadzę "The Richardson Talk" i jestem tym faktem zachwycona. I właśnie mogę się pochwalić premierą mojego kanału na YouTube" - podsumowała.
Czytaj też:
Grób matki Moniki Richardson już tak nie wygląda. Zmiany wyraźnie zaskakują
Kiedyś spędzali razem wakacje, a dziś są znanymi dziennikarzami. Richardson i Kraśkę wiele łączy
Richardson opowiedziała, jak wygląda jej życie po śmierci matki. Wyznała, że jest jej łatwiej