Monika Richardson przeżyła chwile grozy. Konieczna była natychmiastowa pomoc
Monika Richardson (51 l.) szczerze wyznała, że w jej życiu doszło do dramatycznej sytuacji. Jej ukochany pies potrzebował pilnej pomocy weterynarza. Wsparcie prezenterki okazało się niezbędne.
Monika Richardson, znana polska prezenterka i dziennikarka jest osobą pełną werwy. Niejednokrotnie broniła swojego zdania w przestrzeni publicznej i stawała w obronie słabszych. Nie powinno być więc zaskoczeniem, że Monika jest też osobą bardzo emocjonalną i skorą do pomocy.
Dziennikarka udowodniła to, gdy okazało się, że jej bliski przyjaciel piesek Paco połknął trującą roślinę. Potrzebna była wizyta w klinice i udzielenie natychmiastowej pomocy jej czworonożnemu kumplowi.
Monika Richardson uwielbia zwierzęta. Niemal rok temu została opiekunką spanielki Fibi. Niedawno w domu celebrytki pojawił się kolejny psiak. Ponieważ Richardson ma słabość do spanieli, drugi przyjaciel jest tej samej rasy.
Niestety, ze szczeniakami sprawa jest skomplikowana. Trzeba nie tylko uczyć ich pewnych zasad, ale też cierpliwie pilnować na każdym kroku. Tym razem psiak skorzystał z chwilowej nieuwagi swojej pani i zjadł trujący tojad, czyli mordownik.
"Czy wasz pies też lubi trujący tojad? Bo mój mały właśnie spędził godzinę z kroplówką..." - wyznała dziennikarka. Richardson nie kryła "wpadki" i wszystko zrelacjonowała na Instagramie.
Gwiazda po zauważeniu, że z psiakiem nie jest najlepiej, niezwłocznie udała się do kliniki weterynaryjnej, gdzie udzielono pomocy jej pupilowi. Kroplówka i leczenie zadziałały, a stan Paco po kontakcie z silnie trującą rośliną się ustabilizował.
Ostatnio o Monice Richardson było głośno z jeszcze jednego powodu. Była dziennikarka TVP, przyłapana została w jednej z warszawskich knajpek. Richardson nie wybrała się tam sama. Towarzyszyła jej córka Zosia. Według doniesień "Super Expressu" panie zamówiły tego dnia nachosy i tortillę, a Monika dodatkowo skusiła się na dwa "kolorowe napoje".
"W pewnej chwili doszło do drobnej sprzeczki pomiędzy mamą a córką. Monika Richardson chciała zrobić swojej pociesze zdjęcia na pamiątkę. Zosi coś się jednak nie spodobało i wyrwała matce telefon z rąk" - relacjonuje tabloid.
Po kilkunastu minutach matka z córką postanowiły wrócić do domu. Zdecydowały się wsiąść na elektryczne hulajnogi. Monika przez kilka chwil jechała ulicą... pod prąd.
"Co prawda dziennikarka jechała ulicą pod prąd, a zasady mówią jasno, że powinna jechać tym samym pasem co auta tak jak rowerzyści. Ale przynajmniej widziała nadjeżdżająca z naprzeciwka samochody..." - czytamy w "Super Expressie".
Na szczęście nic się nie stało, jednak jak widać, są takie sytuacje, które potrafią wywołać wielkie emocje - zarówno dla matki, jak i córki.
Czytaj też:
Częste wyrzucenia z pracy i pozwy. Richardson ujawniła prawdę o sobie. Mówi też o synu
Richardson wynajęła pomoc do sprzątania w szafie. "Wszystko wybebeszamy"
50-letnia Monika Richardson eksponuje nogi na plaży. Zwróciła uwagę na niedoskonałości. "Cellulit"