Moro: Tato zawsze potrafił mi dokopać
Joannę Moro, którą w każdy piątek ogląda grubo ponad 6 milionów widzów w serialu "Anna German", nikt z bliskich nie wspiera w trudnych momentach. Dlaczego?
28-latka to nie tylko ładna i utalentowana aktorka, ale też wrażliwa kobieta. I właśnie dlatego każde niepowodzenie drobiazgowo analizuje. Gdy zaczyna się nad sobą rozczulać, może być pewna jednego: nikt z rodziny nie będzie głaskał ją po głowie, by dodać wiary w siebie.
"W mojej rodzinie czegoś takiego nigdy nie było" - mówi Moro w wywiadzie dla magazynu "Grazia".
"Tato zawsze potrafił mi dokopać: tu nie tak, tam nie tak, tamto źle, a po co to robisz, przecież i tak ci się nie uda, nie wygrasz, nie jesteś najlepsza. Ale mama, nawet jak mnie krytykowała, była sprawiedliwa. Jak chciałam śpiewać i nagrać piosenkę, dała mi na to pieniądze. Dała mi też wolność wyboru: 'chcesz jechać do Polski do szkoły teatralnej, to jedź' - mówiła".
Wyjazd na studia był zresztą wielkim sprawdzianem dla urodzonej w Wilnie aktorki, która w stolicy nie znała nikogo: "Co dzień wieczorem dzwoniłam z płaczem: 'mamo, nie dam rady, nie dam rady'. Mama na to: 'no dobrze, to pakuj walizki i wracaj do domu'. Dla mnie to było jak lodowaty prysznic. Wracać?! Nie to spodziewałam się usłyszeć, przecież ja nie chcę wracać! Zaciskałam zęby i myślałam sobie: 'skoro zaszłam już tak daleko, to muszę wytrzymać'".
Zimny prysznic trafiał na głowę Joanny także podczas kręcenia serialu, który przyniósł jej największą popularność. Na planie produkcji "Anna German" aktorka musiała zmierzyć się z wieloma trudami:
"Tym razem dzwoniłam do męża i mówiłam: 'sprzedajmy mieszkanie, zapłaćmy bankowi odszkodowanie za kredyt, bo ja nie dam rady skończyć tego filmu, ja nie wytrzymuję fizycznie i psychicznie, jest mi bardzo ciężko'. Mój mąż mówił: 'no co ty wymyślasz, ciągle coś wymyślasz, opanuj się wreszcie'" - wspomina Moro.
Jak widać, brak wiary w siebie nie bierze się znikąd.