Mucha: Jestem lepsza od viagry
Przepis na sukces Anny Muchy jest prosty: trzeba wywoływać emocje i być "jakimś". W karierze świetnie pomagają również skandale...
Twierdzi, że połowa widowni jej nie znosi, a druga uwielbia. Pierwszy raz przekonała się o tym, występując w show "Jak Oni śpiewają". Kiedy pojawiała się na ekranie, słupki oglądalności szybowały w górę...
"Jestem lepsza od viagry. Działam na miliony jednocześnie i mam to jeszcze na piśmie!" - śmieje się w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów".
Jej zdaniem wywoływanie skandali pomaga w karierze, jednak nie można przesadzić. "W Polsce nie mamy tak naprawdę porządnych skandali, najwyżej skandaliki. Nasze tabloidy takie znów krwiożercze nie są. Społeczeństwo jest chłopsko-konserwatywne i oni muszą się z tym liczyć. Mam opinię osoby lekko stukniętej i nieprzewidywalnej. To dobrze. Jak się ma żółte papiery, więcej wolno. A ja lubię wolność".
Tym bardziej że uważa siebie za osobę z ogromnym temperamentem i "niewyparzoną gębą", za co zresztą wyrzucono ją z festiwalu w Gdyni.
"Ja nie wywołuję tych skandali planowo. Po prostu pyskata jestem i mnie czasem ponosi" - tłumaczy. Nie widzi obciachu w "Tańcu z gwiazdami", grze w serialach. Twierdzi, że tego typu praca jest koniecznością dla aktora, balansowaniem między ratą kredytu a poczuciem obciachu.
Chwilowo odrzuca reklamę, bo jak podkreśla, "po co się sprzedawać za kilkanaście tysięcy, jak można odczekać, zdobyć większą popularność, zbudować sobie wizerunek i zarobić milion".
O polskim, chłopsko-konserwatywnym społeczeństwie nie ma jednak najlepszego zdania...
"Jesteśmy dokładnie tacy jak programy, które chcemy oglądać w telewizji" - puentuje.
Zgadzacie się z nią?