Mucha: Oceniam emocje, nie taniec
Rola Anny Muchy jako jurorki programu "You Can Dance..." była szeroko komentowana. Celebrytka sama przyznaje, że nie ma pojęcia o tanecznych technikach, co nie przeszkadza jej w ocenie pracy uczestników 5. edycji tanecznego show. "Ja jestem najlepszym dowodem na to, że technika wcale nie jest najważniejsza" - podkreśla Mucha.
PAP Life: - Jeszcze do niedawna to twoje taneczne dokonania były oceniane, teraz to ty oceniasz. Jak się odnajdujesz w nowej roli mimo niepochlebnych komentarzy?
Anna Mucha: - Mam wrażenie, że trzy osoby, które mówią o tańcu i technice tanecznej to byłoby o jedną osobę za dużo. Z tego, co pamiętam, wcześniejszy dobór jury był podobny. Weronika również nie wypowiadała się na temat tańca.
- Ja szukam w tych ludziach tego, co nie zawsze przekłada się na to, co później widać na ekranie. Szukam w nich pewnej tajemnicy, emocji, głębi, na pewno szukam radości. Widzę to jak się zachowują w momencie, kiedy przyjmują krytykę, albo jak rozkwitają, kiedy są chwaleni, albo jak się rozleniwiają. To są wszystko dane i informacje, które ja zbieram i które są dla mnie ważne. Są to zupełnie inne dane, które przerabiają chłopcy.
PAP Life: - Oceniasz ich pracę, dajesz im rady. Sama czegoś się od nich nauczyłaś?
A.M.: - Myślę, że na tym etapie jeszcze nie. W tej chwili wybraliśmy te 14 osób, które mnie osobiście zachwycają. Ta panująca energia, która naprawdę się udziela, jest czymś, co wzajemnie od siebie czerpiemy. Inną sprawą jest to, że najzwyczajniej w świecie im zazdroszczę. Zazdroszczę adrenaliny, przeżyć, tego, że mogą się co tydzień uczyć czegoś nowego, rozwijać. I to jest fantastyczne.
- W środy wieczorem będę miała jedynie szansę bycia narratorem tego, co się wydarzyło. Będę mogła opowiedzieć widzom, co się dzieje, kiedy kamery i światła reflektorów niekoniecznie są skierowane na tancerzy.
PAP Life: - Ostatecznie o zwycięstwie decydują widzowie, tobie tę sympatię udało się zdobyć. Jaka jest rada dla tej czternastki, która będzie o to uznanie walczyć?
A.M.: - Ja jestem najlepszym dowodem na to, że technika wcale nie jest najważniejsza. Oczywiście jest to program o tańcu, ale przede wszystkim jest to program telewizyjny. Cieszę się, że mam równy głos jak widzowie, czyli mam możliwość wysłania SMS-a. I to jest chyba najważniejsza rzecz, jaką można zrobić dla swojego ulubieńca. Niewykluczone, że ja też będę wysyłać SMS-y, nawet będąc w jury.
PAP Life: - Czego kamery nie pokazują, czego widzowie nie widzą i nie zobaczą?
A.M.: - Było mi bardzo przykro, że kamery nie pokazały kilku osób, które bardzo ciężko pracowały, którym ja kibicowałam, a które niestety się nie dostały. Wierzę, że przynajmniej jedna z tych osób ma szansę wrócić do nas w przyszłym roku, co napawa mnie dużym optymizmem.
- Widać nasze decyzje, ale czasem nie widać naszych rozmów. Proszę mi wierzyć, że często były to długie dyskusje, kłótnie, afery, szantaże emocjonalne, które każdy z nas przeprowadzał mniej lub bardziej skutecznie.
PAP Life: - Kto jest twoim faworytem?
A.M.: - Tego nie mogę powiedzieć, ale jest kilka osób, którym absolutnie kibicuję. Jest też kilku uczestników, którzy będą mieli szansę mnie przekonać - obserwuję ich bardzo pilnie. Nie zmienia to faktu, że są to bardzo fajni ludzie, którzy fenomenalnie tańczą. Patrzę na nich i myślę sobie "wow".
Rozmawiała: Monika Dzwonnik