Muniek Staszczyk: Myślałem o samobójstwie
Muniek Staszczyk (50 l.) nie ukrywa, że ma za sobą poważny kryzys. Z dołka wyciągnęła go dopiero... pielgrzymka do Medjugorie.
Jeszcze kilka lat temu wokalista prowadził rockandrollowy tryb życia i nie stronił od używek. Dziś mówi o zdumiewającej przemianie, która uczyniła z niego człowieka autentycznie wierzącego, żyjącego w zgodzie z katolickimi zasadami i wolnego od nałogów.
"Było mi z moim życiem źle. Cztery lata temu myślałem o samobójstwie. Przyglądałem się ostrym przedmiotom. Czułem działanie złych mocy, nie radziłem sobie z tym" - wyznaje Staszczyk.
Przełomowy był ostatni rok, kiedy wziął sobie urlop od koncertowania i dużo w tym czasie podróżował, wsłuchując się w siebie. Największe wrażenie zrobiło na nim sanktuarium maryjne w Medjugorie.
"Wydaje mi się, że to jedno z najważniejszych miejsc na świecie, że tam Matka Boża robi to, co chce. Poczułem tam miłość, ogromną miłość. Polecam to miejsce każdemu, niezależnie od światopoglądu" - mówi muzyk w wywiadzie.
I dodaje: "Nie jestem nawiedzony, nie dostałem nagle pigułek szczęścia, ale prawda jest taka, że dawniej byłem kłębkiem strachu, a teraz nie mam w sobie ani strachu, ani agresji, tylko spokój. I to jest fajne".
O podstępnych działaniach Lucyfera Muniek napisał nawet piosenkę - "Lucy phere". A o swoich nałogach mówi krótko: "malutkie". Podkreśla również, że dziś jest "pierwszy do różańca".
Z przemiany cieszy się nie tylko sam zainteresowany, ale i jego żona, z którą Muniek podczas ponad dwudziestu lat związku przeżył wiele kryzysowych momentów.
"W bardzo dużym stopniu nie bylem fair wobec Marty" - dodaje.