Myślała, że wyszła za "tego jedynego". Dopiero później odkryła bolesną prawdę o mężu
Irena Karel nie miała szczęścia w miłości. Choć mogła zdobyć każdego mężczyznę, bo kochali się w niej dosłownie wszyscy, wikłała się w związki bez przyszłości. Gdy w końcu spotkała "tego jedynego" i wyszła za niego za mąż, okazało się, że jej wybranek za bardzo lubi zaglądać do kieliszka. 10 lat po ślubie z operatorem Zygmuntem Samosiukiem była już wdową.
Przepiękna blondynka z figurą modelki, dziewczyna z czarującym uśmiechem i idealnym ciałem, które chętnie odsłania przed kamerą, a do tego utalentowała aktorka - oto, jak w latach 60. i 70. ubiegłego wieku postrzegano Irenę Karel. Niewiele osób wie, że to ona zainspirowała Jonasza Koftę do napisania jednego z największych przebojów polskiej piosenki - nieśmiertelnego hitu "Wakacje z blondynką".
Irena była jeszcze studentką stołecznej szkoły teatralnej, gdy zaczęła grać niewielkie, ale zapadające w pamięć role. Od razu zyskała sławę wschodzącej gwiazdy filmu.
Nie jest tajemnicą, że Irena Karel - choć jako aktorka rozpalała męskie zmysły do czerwoności - prywatnie nie miała szczęścia do mężczyzn. Andrzej Łapicki, z którym połączył ją krótki romans, nie chciał zostawić dla niej rodziny, więc odeszła od niego. Nie udało się jej też ułożyć sobie życia u boku Tadeusza Rossa, choć łączyło ich wielkie uczucie. Zaledwie chwilę trwało też jej zauroczenie Olgierdem Łukaszewiczem, który rozkochał ją w sobie, ale nie był zainteresowany związkiem na dłużej, bo prawdziwą miłością darzył inną aktorkę.
Dopiero gdy w 1970 roku Irena poznała na planie filmu "Dzień listopadowy" operatora Zygmunta Samosiuka, poczuła, że wreszcie spotkała kogoś, z kim chciałaby spędzić resztę swego życia. Bez wahania przyjęła jego oświadczyny i w 1974 roku została jego drugą żoną (kilka lat wcześniej rozwiódł się z Krystyną Szabłowską).
Niestety, dopiero po ślubie Irena Karel zorientowała się, że jej ukochany lubi zaglądać do kieliszka, a wtedy wszystko inne przestaje się dla niego liczyć. Ich małżeństwo szybko zaczęło się sypać. Aktorka uciekła od problemów męża do Stanów Zjednoczonych.
Wkrótce po wyjeździe z kraju - w listopadzie 1984 roku - gwiazda dowiedziała się, że została wdową. Do dziś nie może sobie wybaczyć, że nie była przy Zygmuncie, gdy umierał. Latami wyrzucała sobie, że nie pomogła ukochanemu w walce z chorobą i dlatego odszedł tak szybko (miał 44 lata).
Po śmierci męża Irena Karel załamała się i na kilka lat wycofała z życia publicznego i aktorstwa. Do swojego życia już nigdy nie wpuściła żadnego mężczyzny.
Na powrót przed kamerę Irena zdecydowała się dopiero w 1988 roku. Dostała wtedy rolę laborantki Bożeny Kamickiej w pierwszej polskiej telenoweli "W labiryncie". Dwa lata później przyjęła zaproszenie do udziału w serialu "Plebania", w którym przez 11 kolejnych lat wcielała się w Janinę Borosiukową.
Dekadę temu Irena Karel zdecydowała się przejść na aktorską emeryturę, ale nie wyklucza, że kiedyś jeszcze wróci do pracy. 80-letnia aktorka zadeklarowała niedawno, że gdyby dostała naprawdę interesującą propozycję, z pewnością przyjęłaby i zagrała... dla przyjemności.
Zobacz też:
Tadeusz Ross i Irena Karel: Aktor wolał umrzeć niż oglądać ukochaną z innym!