"Najcięższy był dla mnie wywiad z Alicją Bachledą-Curuś"
Kinga Rusin wspomina trudne momenty i swoje początki w programie "Dzień dobry TVN".
Ma do niego szczególny stosunek, tym bardziej że zespół, z którym pracuje, robi wszystko, by odciąć ją od kłopotów dnia codziennego. Czasami jednak zdarzają się załamania...
"Myślę, że najcięższy fizycznie i logistycznie był dla mnie wywiad z Alicją Bachledą-Curuś. Musiałam polecieć do Los Angeles, zrobić go i wrócić. Nie spałam przez trzy doby i po powrocie bardzo to odchorowałam. Alicja wtedy specjalnie skróciła swoje wakacje w Meksyku, żeby się z nami spotkać" - opowiada Kinga agencji Pap Life.
Gdy wraz z ekipą przyleciała do Stanów, do ostatniej chwili nie miała pewności, czy wywiad się odbędzie.
"Nie wiadomo było, czy Alicja zdążyła zabukować samolot. Stacja dała nam pieniądze na ten wyjazd, a nie są to małe koszta, i gdybym nie przywiozła tego wywiadu, musiałabym sama za to zapłacić, bo był to mój pomysł. Ale na szczęście wszystko się udało... Jestem bardzo ambitna i zawsze zależy mi na tym, żeby wszystko było zrobione jak najlepiej".
Jak wspomina pierwszy odcinek, który prowadziła z Marcinem Mellerem?
"Miałam totalny luz. Natomiast po programie dowiedzieliśmy się, że przyszedł pan prezes Mariusz Walter. Dobrze, że dotarło to do nas po programie, bo nie bylibyśmy w stanie prowadzić z myślą, że prezes nas obserwuje... Nie stresowaliśmy się wtedy bardzo, ponieważ mieliśmy świadomość, że tego pierwszego programu może nikt nie obejrzeć".
Do wpadek podchodzi z dużą wyrozumiałością. "Jeżeli się pomylimy, to po prostu musimy się do tego przyznać i tyle" - mówi.
"Wpadki są ludzką rzeczą. Dzięki temu program nabiera kolorów. Jesteśmy tylko ludźmi" - podkreśla.