Nanga Parbat: Elizabeth Revol o Tomaszu Mackiewiczu: "Okłamałam go i ja też czuję się zdradzona"
Tomasz Mackiewicz i Elizabth Revol byli partnerami wspinaczkowymi i razem wyruszyli na Nanga Parbat. Himalaistce trudno pogodzić się, że z tej wyprawy wróciła sama. „Był mi jak brat. I teraz muszę przed sobą przyznać, że to ja go zostawiłam w górach, mimo że to nie była moja decyzja” – opowiadała o Tomku w wywiadzie.
Tomasz Mackiewicz i Elizabeth Revol wspólnie podjęli się zdobycia Nanga Parbat zimą. Spore problemy pojawiły się podczas zejścia z góry.
Na pomoc ruszyli Adam Bielecki, Jarosław Botor, Piotr Tomala oraz Denis Urubko z zimowej wyprawy na K2. Uratowali Francuzkę, lecz do Polaka już nie dotarli. Został w szczelinie na wysokości 7280 metrów. Ze słów Elizabeth wynikało, że - gdy go tam zostawiała i zaczęła schodzić niżej - był w stanie agonalnym.
Teraz uratowana Revol udzieliła wywiadu stacji TVN24. W programie "Czarno na białym" opowiadała o Mackiewiczu oraz ich wyprawie. Wspominała początki znajomości z Tomkiem. Poznali się w 2015 roku.
"Miałam wspinać się na Nangę z Danielem Nardi, a Tomek był w górach sam. Okazało się, ze Daniel nie dotrze na czas, a ja miałam za mało urlopu, by czekać. Zapytałam się Tomka, czy możemy wspinać się razem. On powiedział: czemu nie" - opowiedziała.
Nanga Parbat wspólnie atakowali po raz trzeci. Ogółem był to siódmy raz dla Tomka i czwarty dla Eli. "Myślę, że naprawdę byliśmy pod wrażeniem tej góry. Chcieliśmy osiągnąć ten szczyt razem, to było dla nas ważne" - stwierdziła Revol.
Zdradziła też, co powiedział jej Mackiewicz na temat tej ostatniej wyprawy. Miał wyjawić, że w tym roku chce zakończyć historię z Nanga Parbat i "przejść do innych rzeczy".
W rozmowie z dziennikarką Elizabeth wspomniała także o tym momencie, gdy już znaleźli się na szczycie. To tam zaczęły się prawdziwie kłopoty.
"Tomek powiedział mi na szczycie: Eli, nie widzę, widzę cię bardzo niewyraźnie, nie widzę twojej czołówki. Tylko tyle. Kiedy weszliśmy na szczyt, był już w takim stanie, że zaczynał tracić wzrok. Powiedział: co się ze mną dzieje. Jego pierwsza reakcja to nie było: osiągnąłem szczyt, tylko: nie widzę cię. Kiedy mi to powiedział, naprawdę się przeraziłam. Pomyślałam, że jesteśmy w ogromnym niebezpieczeństwie. Odizolowani, sami, gdzieś w górach, w bardzo trudnym terenie. Naprawdę czułam się przerażona. Myślałam: jak mogę mu pomóc, jak mogę pomóc sobie, jak ja dam sobie radę z nim i ze sobą? Czy uda mi się sprowadzić go z góry?" - mówiła Revol.
Z jej relacji wynika, że powoli zaczęli schodzić, a Tomasz opierał się na jej ramieniu. Dała mu lekarstwa i zaobserwowała, że jego stan się pogarsza.
"Miał odmrożony nos, potem zobaczyłam krew, która spływa mu z brody. Miał odmrożone ręce, nogi, robiłam wszystko, żeby mu pomóc, żeby postawić go na ścieżce, żeby szedł, ale on już nic nie widział, nie mógł się ruszać. Był w złym stanie i w warunkach, które ciągle ten stan pogarszały. Jesteśmy na wysokości niewiele poniżej ośmiu tysięcy metrów, jest noc, jest zima" - tłumaczyła.
W końcu wysłała pierwszą wiadomość do żony Tomka, swojego męża i przyjaciela Ludovica Giambasiego. Brzmiała ona: "Tomek potrzebuje pomocy. Ma odmrożenia i nic nie widzi. Proszę wymyślcie coś, skontaktujcie się z Alim. Najszybciej jak się da".
Od razu zaczęto organizować pomoc. Giambasi zadzwonił do Aliego, agenta Tomasza i Elizabeth na miejscu w Pakistanie. Rozważali różne rozwiązania, zaalarmowali wiele osób. Musieli zmieniać plany, bo co rusz coś szło nie tak. Komunikację z Eli przejął właśnie Ludovic. Smsy pokazano w programie.
"Tomek jest w okropnym stanie, nie może się ruszać, nie jesteśmy w stanie rozłożyć namiotu. Trzeba go stąd ewakuować jak najszybciej" - pisała Revol.
Po wielu godzinach zaczęła schodzić sama. Zaznacza jednak, że to nie ona o tym zdecydowała.
"To nie była decyzja, którą podjęłam sama. Powiedziałam o tym Tomkowi: słuchaj Tomek, jesteśmy na 7200 metrach, helikoptery mogą tutaj przylecieć, mam taką informacje na swoim telefonie. Ta decyzja została mi narzucona, to nie ja wybrałam, że chcę schodzić bez Tomka" - wyjaśniła.
Sytuację starał się tłumaczyć także Giambiasi. Twierdzi, że zostali oszukani.
"To my powiedzieliśmy Elisabeth, żeby schodziła sama. Okłamano nas. To dla nas bardzo trudne, ale tak było. Powiedzieli nam, że mają w Pakistanie nowe helikoptery, które potrafią wlecieć naprawdę wysoko, podczas gdy normalnie w Pakistanie helikoptery tak wysoko nie latają. (...) Rząd pakistański powiedział, że helikoptery mogą przylecieć i to było kłamstwo, zabójcze kłamstwo. Ale nawet gdyby przyleciały, powinny być najlżejsze jak to tylko możliwe, nie mogły zabrać dwóch osób z takiej wysokości, więc najlepiej było, żeby Elisabeth zeszła najniżej jak się da, by helikoptery mogły zabrać Tomka, a w drodze powrotnej podebrać też ją. Bo na pierwszym miejscu było dobro Tomka, to on potrzebował pomocy" - mówił.
Revol dodała, że decyzja o rozdzieleniu się została narzucona. Ona sama myślała, że schodząc niżej "zabezpiecza Tomka" i że za trzy godziny przyleci po niego helikopter. Przez cały czas martwiła się o Mackiewicza. Nie miała żadnych wieści o tym, co się z nim dzieje. Nie spała przez 2 dni, nic nie jadła. Była w złym stanie. Uratowano ją, lecz Tomasz został tam na górze.
Teraz celem Elizabeth jest to, aby spotkać się z jego żoną. Chce wszystko opowiedzieć jej i dzieciom Mackiewicza. O samym Tomku wypowiada się bardzo ciepło.
"To był mój najlepszy partner wspinaczkowy, był mi jak brat. I teraz muszę przed sobą przyznać, że to ja go zostawiłam w górach, mimo że to nie była moja decyzja. Zostawiłam go, ale powiedziałam mu wcześniej ‘pomoc nadejdzie’, czyli okłamałam go i ja też czuję się zdradzona. W tym momencie nie mogę tego zaakceptować, nie mogę się z tym pogodzić" - podsumowała.
***
Zobacz więcej materiałów: