Nawet bliscy znajomi mają problem z jego imieniem. Ale to nie wszystko
Robert Stockinger, który po przejściu z TVN-u do TVP został jednym z prezenterów "Pytania na śniadanie", wciąż mierzy z problemami związanymi ze... sławnym nazwiskiem. Jak się bowiem okazuje, nawet redakcyjni koledzy bardzo często mylą go... z gwiazdorem "Klanu".
W wyniku wielkiej przebudowy mediów publicznych nowi włodarze spółki zdecydowali się zakończyć współpracę z niemal całym dotychczasowym składem prowadzących "Pytanie na śniadanie".
Z flagowego programu telewizyjnej Dwójki zniknęły największe nazwiska, a do pracy w stacji wróciły gwiazdy, które do tej pory z niechęcią patrzyły w stronę Woronicza.
Tym sposobem na antenie TVP znów można oglądać między innymi Beatę Tadlę, Katarzynę Dowbor czy Katarzynę Burzyńską.
W "PnŚ" znaleźli zatrudnienie także dziennikarze znani dotąd z konkurencyjnych stacji. Nieoczekiwanie na przenosiny z Wiertniczej zdecydował się Robert Stockinger, syn słynnego gwiazdora "Klanu" i dotychczasowy gospodarz "Dzień Dobry TVN".
Jak się okazuje, były gwiazdor TVN-u przez wiele lat żył w cieniu sławnego ojca.
"(...) denerwowało mnie to, że mimo iż sam z siebie nie mówiłem o tacie, to i tak wszystkie osoby, które poznawałem, wspominały o nim i oceniały mnie przez jego pryzmat" - przyznał jakiś czas temu w rozmowie z Plejadą.
Wygląda na to, że pomimo długoletniej obecności w mediach, Robert Stockinger wciąż musi mierzyć się z porównaniami z odtwórcą roli Pawła Lubicza.
Niedawno wyszło na jaw, że do gospodarza "PnŚ" redakcyjni koledzy zwracają się często... właśnie imieniem jego ojca.
"Problem z mówieniem na mnie Tomaszu polega na tym, że tak nie mówią do mnie obcy ludzie, tylko znajomi z redakcji, którzy doskonale wiedzą, że jestem Robertem" - zdradził serwisowi.
"Potem przepraszają. Nie wiem, jaka jest dokładnie ta konstrukcja, ale naprawdę nawet znajomi z redakcji, którzy już dobrze wiedzą, jak mam na imię i tak mnie nazywają Tomaszem" - dodaje.
To jednak nie wszystko. Jak wynika z relacji Roberta Stockingera, jego tata musi mierzyć się z podobnymi problemami.
"Dobrze, że nie Karolem. Karolem nazywają mojego tatę, z kolei Karola Strasburgera - Tomaszem. To jest wszystko bardzo pokręcone" - wyjaśnia.
Na szczęście nowy prezenter "Pytania na śniadanie" stara się podchodzić do tego wszystkiego z dużym dystansem.
"Nawet jak jestem Tomaszem czy Strasburgerem, to macham ręką, bo wiem, że ludzie, którzy tak do mnie mówią, nie mają złych intencji. Po prostu czasem im się to myli" - podsumował w rozmowie z Plejadą.
Zobacz też:
Robert Stockinger opowiada o relacjach z Kingą Dobrzyńską. Tak wygląda praca w"PnŚ"
Miss Polonia 2024 rozpoczęła się ze sporą wpadką. Transmisja z opóźnieniem i występy z Opola
Stockinger nie zostawia suchej nitki na TVN-ie. Tak mówi o byłym pracodawcy