Nazywają ją potworem, monstrum!
Eva Minge (44 l.) jest gotowa poddać się opinii biegłych lekarzy, którzy ustalą, czy przeszła ona operację plastyczną.
Dwa lata temu jej syn, Gaspar, przyszedł ze szkoły z zakrwawionym nosem - chłopak bił się o godność matki. To skłoniło projektantkę do tego, by zajrzeć w końcu do sieci i zapoznać się z opiniami na swój temat...
"Przeczytałam to, co napisano w Internecie, i brzmiało to tak: potwór, monstrum, przykład zwyrodnienia itd. Było to tak ciężkie, że pierwszy raz w życiu sięgnęłam po telefon i wdałam się w dyskusję z osobą, która była za to odpowiedzialna" - opowiada Minge w wywiadzie dla RMF FM. Zdaje sobie sprawę, że będzie musiała udowodnić, iż nie jest wielbłądem.
"Jestem gotowa na pierwszej rozprawie poprosić o lekarza biegłego. Wystarczy spojrzeć na moje zdjęcia z dzieciństwa, gdzie widać podobieństwo kosmity do kosmity" - mówi, dodając, że podobne sytuacje przeżywał także jej ojciec i babcia.
Co ciekawe, projektantka jest gotowa na... pierwszą operację plastyczną.
"Proponuję, żeby któraś stacja telewizyjna zapłaciła mi niebotyczne pieniądze i zrobimy to razem. Wszyscy będą szczęśliwi i będą mogli oglądać operację plastyczną, którą robi sobie Ewa Minge".
Kiedy? Za jakieś pięć lat - śmieje się. "Ja się od niczego nie odżegnuję. Starzeć się z godnością to wcale nie oznacza nie móc sobie pomóc".