"Nie potwierdzam i nie zaprzeczam"
Rozwiedziony z Francuzką, Martine, ojciec dwójki dzieci (już dorosłych), jest po uszy zakochany w młodziutkiej Katarzynie. Ale nie chce o niej mówić, bo... nie uchodzi!
Rozeszła się wieść, że jest Pan bardzo zakochany. Czy to prawda?
Krzysztof Kiersznowski: - Nie potwierdzam i nie zaprzeczam. Staram się chronić swoją prywatność i nie opowiadam dookoła, jaki to ja jestem szczęśliwy, bo żyję w udanym związku. Przynajmniej na razie nic panu nie zdradzę. A podczas wywiadu wolę raczej porozmawiać o swojej pracy zawodowej.
Myśli Pan, że opowieści o "wspaniałej atmosferze na planie" fascynują czytelników? O tym mówi większość aktorów...
K.K.: - A pan nie uważa, że w dzisiejszych czasach, kiedy wszystko jest na sprzedaż, dobrze jest mieć siebie tylko dla siebie? Kiedyś, zanim o kimś napisano, że wywołał skandal, musiał mieć uznanie jako dobry aktor czy reżyser. Dziś jest odwrotnie - by zaistnieć, trzeba wywołać skandal. Poza tym mówienie o sobie: "Jestem wspaniały, a moja partnerka jest najlepsza na świecie" jest nietaktowne.
Skąd takie przekonanie?
K.K.: - Z wychowania, które wyniosłem z domu. Dziadkowie i rodzice nauczyli mnie również, że słowa: "dzień dobry", "proszę", "dziękuję" i "przepraszam" są niezbędne do funkcjonowania. A dziś mam wrażenie, że niektórzy nie znają tych wyrażeń.
Uważa Pan, że jesteśmy narodem chamów i prostaków?
K.K.: - Tego nie powiedziałem. Jednak to, że w korporacjach i innych instytucjach organizowane są szkolenia, jak być grzecznym i uprzejmym, o czymś świadczy. Chodzi pan czasem na piwo?
A co to ma do rzeczy?
K.K.: - Proszę posłuchać, jak ludzie składają zamówienia. Przeważnie krótko i rozkazująco: "piwo!". A czy nie ładniej brzmi: "Czy mogę u pana zamówić piwo?". Od razu jest sympatycznie i miło.
Żałuje Pan, że nie urodził się przed wojną?
K.K.: - Mam wrażenie, że wtedy obowiązywały zdrowsze i bardziej czytelne zasady. Liczył się honor. Media nie wchodziły człowiekowi z butami do łóżka, a dziennikarze, zamiast wymyślonych historii o romansach czy skandalach, skupiali się na dokonaniach swoich rozmówców. Nie do pomyślenia było, żeby ktoś napisał coś, czego nie powiedziałem. A takich sytuacji doświadczyłem.
Dlatego nie usłyszę o tym, co w Pana sercu gra?
K.K.: - Ależ pan natrętny...
Rozmawiał Artur Krasicki
(nr 18)