Nie żyje Irena Morawska. To ona stworzyła wraz z mężem "Chłopaków do wzięcia" czy "Balladę o lekkim zabarwieniu erotycznym"
Nie żyje znana dziennikarka i dokumentalistka Irena Morawska. Zmarła 22 sierpnia w wieku 68 lat.
Irena Morawska zalicza się do grona najwybitniejszych dziennikarzy, którzy swoją karierę rozpoczynali na początku lat 90. Pod kierownictwem Hanny Krall i Małgorzaty Szejnert tworzyła pierwszy skład działu reportażu "Gazety Wyborczej" wraz z Lidią Ostałowską, Wojciechem Tochmanem, Jackiem Hugo-Baderem i Mariuszem Szczygłem.
Pod koniec lat 90. wraz z mężem Jerzym Morawskim zajęła się dokumentem - stworzyli słynne filmy dokumentalne "Serce z węgla" i "Ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym" oraz dokument dla HBO "Czekając na sobotę" o mieszkańcach wsi, dla których cosobotnia dyskoteka jest największym przeżyciem duchowym. Przez wiele lat współpracowali z Telewizją Polsat, dla której stworzyli takie hity jak "Kochankowie z internetu" czy "Chłopaki do wzięcia".
W swoim wpisie w mediach społecznościowych pożegnał ją Mariusz Szczygieł, pisząc, że "miała reporterski słuch absolutny". Reporter i pisarz podkreślił, że Irena Morawska i jej mąż to byli najbardziej szczerzy ludzie, jakich poznał.
"Była światłem" - powiedział ktoś, kto widział ją tylko raz. W marcu 1990 r. poznała nas Hanna Krall i zakochałem się w Irenie Morawskiej od pierwszego wejrzenia. (...) Przywoziła "z terenu" (tak lubiła mówić) historie o upadku fabryki czy kataklizmie we wsi, a my czekaliśmy na nie jak na jakieś zagraniczne słodycze. Jej reportaże pobudzały nasze zmysły. Miała reporterski słuch absolutny. "Ostatnio Henryka Dziczek poczuła się jak zbędny kredens" - takim zdaniem zaczynał się jeden z jej tekstów. Przez jakiś czas było w naszym dziale zdaniem kultowym. Jeśli jechała do księgowej, oskarżonej o manko w upadającym pegeerze, to okazywało się, że oskarżona nazywa się Zofia Strata. Jeśli pisała o chłopie, który znalazł milion na drodze - nazywał się Marian Radosny. To się przydarzało tylko Irenie" - można przeczytać we wpisie Mariusza Szczygła.
W 1999 roku odeszła z gazety i razem z mężem Jerzym Morawskim tworzyła seriale dokumentalne dla telewizji - "Serce z węgla", "Ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym" i "Chłopaki do wzięcia".
O Irenie jako reporterce Mariusz Szczygieł pisał w obu antologiach reportażu, jakie stworzył. Dziś uważa ją za swoją duchową siostrę.
Dzięki niej i Jurkowi poznałem ich przyjaciela Herlinga-Grudzińskiego i mogłem gościć w jego domu. Dzięki niej wiedziałem, czym mam karmić kota (Irena kochała koty własne i obce - pewnej kioskarce na Wybrzeżu wysyłała regularnie pieniądze, żeby karmiła bezdomne koty w okolicy). Irena i Jurek Morawscy to najbardziej szczerzy ludzie na świecie. Jeśli tylko powiedziałem, że smakuje mi u nich jakiś włoski ser, już go miałem zapakowany do domu. Jeśli zachwyciłem się lampą na stole, po pożegnaniu ją dostawałem. Pamiętam, jak zasmucili się, że nie zrobiłem prawa jazdy. "Bo mamy - mówiła Irena - taki fajny samochód, który miał być dla ciebie...". I wszystko to bez ostentacji, z czystego uczucia. Pisząc to, piję na cześć dzisiaj zmarłej Ireny białe wino. Byłaby zachwycona, że akurat jedyne, które mam w lodówce to białe morawskie".
Zobacz też:
Mariusz Szczygieł o słowach Olgi Tokarczuk