Niebywałe, jak zmienił się Marcin Mroczek. Tak dziś wygląda jego życie!
Marcin Mroczek (38 l.) przyznaje, że zagubił się w życiu i za bardzo dał pochłonąć celebryckiemu życiu. Dziś jest jednak zupełnie innym człowiekiem. Spora w tym zasługa brata...
Gdy we wrześniu zaprowadzał po raz pierwszy młodszego synka, Kacperka (3 l.), do przedszkola, bardzo się stresował.
Martwił się, jak chłopiec odnajdzie się w nowej rzeczywistości.
"Pomocna dłoń i wsparcie starszego brata okazały się bezcenne. Łatwiej było mu znieść rozstanie, widząc podziw i dumę Ignacego" – napisał Marcin.
I dodał wzruszony: – "Przyznam, że zakręciła mi się łezka w oku".
Niemal codziennie publikuje w mediach społecznościowych zdjęcia ukochanej żony Marleny i chłopców.
Jest wdzięczny Opatrzności za wspaniałą rodzinę, która jest jego oczkiem w głowie.
"Cieszyłem się, jak szalony, kiedy dowiedziałem się, że zostaniemy rodzicami. Poczułem, że moje życie się zmienia i nabiera innego znaczenia. Rozumiałem, że od tej chwili nie będę żył tylko dla siebie" – mówił w jednym z wywiadów.
Gdy urodził się jego pierworodny, napisał: – "To najpiękniejsze chwile. Dziękuję, Boże, za ten cud".
Jak być dobrym ojcem, nauczyli go rodzice. Bardzo kochali swoją trójkę, przekazali im to, co ważne.
Mama, ekspedientka w sklepie, tata pracował jako robotnik w zakładach metalowych.
Niestety, niebawem tragedia zatrzęsła ich rodziną...
Mroczkowie nie byli zamożni, ale na wszystko im starczało. Bliźniacy mieli kilkanaście lat, gdy doszło do tragedii, która zatrzęsła ich światem.
Ojciec uległ groźnemu wypadkowi. Wciągnęła go maszyna i stracił prawą rękę.
Rodzina, by podreperować domowy budżet i związać koniec z końcem, uprawiała warzywa.
Marcin z bratem sprzedawali je potem z dwukołowego wózka. Nic dziwnego, że wygraną w castingu do „M jak Miłość” potraktowali jako szansę na odmianę losu.
Właśnie wchodzili w dorosłość. Bracia przeprowadzili się z rodzinnych Siedlec do Warszawy.
Marcin godził pracę na planie z wymagającymi studiami na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej, nie było to łatwe.
Pochłaniało go też życie studenckie i stolica ze swoimi pokusami – klubami, rozrywkami, blichtrem.
Przystojni bliźniacy z dnia na dzień zyskiwali większą popularność.
Marcin ze skruchą przyznaje, że się pogubił. Zachłysnął się sławą, zaniedbując wartości, które wyniósł z rodzinnego domu.
"Kościół zaczął schodzić na na drugi plan" – wspomina.
"W niedziele mogłem nadrobić zaległości ze studiów, przysiąść do projektów oraz nauki do kolokwiów. I tak pomału zapominałem o tym, co jest w tym dniu najważniejsze, coraz rzadziej uczestniczyłem we mszach świętych" – tłumaczy.
Pragnął też żyć po swojemu i puścić w niepamięć problemy z dzieciństwa, dobrze się bawić i osiągnąć sukces, żeby już nigdy nie martwić się o finanse.
Kiedy związał się z modelką Agnieszką Popielewicz, był przekonany, że to ta jedyna.
Tworzyli piękną parę. Wspólnie założyli nawet fundację "Z miłości serc”, ale uczucie nie przetrwało próby czasu,
ich związek zakończył się po czterech latach. Marcin długo leczył złamane serce, nie mógł się pozbierać po rozstaniu.
W tym czasie coraz częściej zwracał się do Zbawiciela. W końcu, za radą brata, pojechał do Częstochowy na mszę o uzdrowienie.
Już w trakcie nabożeństwa odczuł moc modlitwy.
"Zacząłem czuć, że wiara, którą przekazali mi rodzice, to nie jest coś pustego, że Bóg naprawdę istnieje i mnie kocha" – wspomina.
Powoli pojawiał się spokój i wewnętrzna równowaga, a jego życie wróciło na właściwe tory.
Dziś jest przekonany, że żonę, Marlenę Muranowicz, na jego drodze postawiła Opatrzność.
Para sakramentalne „Tak” powiedziała w lipcu 2013 roku. Piękna modelka pod wpływem męża nawróciła się.
"Była osobą wierzącą, ale niepraktykującą. Jej wiara była zbuntowana, nastawiona na 'nie'" – wyjaśniał Marcin.
Modlitwa w Częstochowie na dobre odmieniła także jej życie.
"Widzę jak od czasu tamtej Mszy promienieje. Każdego dnia dziękujemy Bogu za to, że możemy razem chodzić do kościoła, cieszyć się naszą wiarą i nie kłócić się o to" – przyznaje aktor.
Gdy Marlena zaszła w upragnioną ciążę, na ukochanej Jasnej Górze modlił się o pomyślne rozwiązanie, a potem o kolejne dziecko.
Jest przekonany, że Maryja zawsze słucha jego próśb. Dzisiaj każdy dzień zaczyna od modlitwy, mówiąc:
"Panie Boże, fajnie, że jesteś”.
***