"Nigdy nie biłam męża"
Znana z roli Teresy w serialu "M jak miłość", Joanna Sydor, odpowiedziała na zarzuty męża, który oskarżał ją, iż w trakcie trwania ich małżeństwa był bity i zdradzany. Aktorka twierdzi, że były mąż się mści: "To brednie" - podkreśla.
34-letnia aktorka Teatru Starego w Krakowie trzy lata temu formalnie rozstała się ze swoim mężem, aktorem Marcinem Klepackim. Niedawno jednak wystąpiła do sądu z wnioskiem o podwyższenie alimentów dla ich 10-letniego syna Stanisława.
Ojciec chłopca w rozmowie z "Faktem", tłumaczył, że ze względy na to, że rozwód nastąpił "z powodu zdrady żony i na jej wniosek", zawarli lojalnościowy układ. Postanowili, że rozstanie odbędzie się bez orzekania o winie, bez publicznego prania brudów, a także roszczeń o podwyższanie alimentów.
Aktor stwierdził jednak, że jego była żona zerwała porozumienie i żąda pieniędzy, ponieważ rozstała się ze swoimi kochankiem, początkowo był to starszy, żonaty biznesmen, później, podczas trwania rozprawy rozwodowej, reżyser serialu "M jak miłość" Mariusz Malec, który rzekomo zostawił aktorkę w stanie błogosławionym bez źródła dochodu.
Klepacki dodał, że gdy rozstawał się z żoną, "awanturom, krzykom i bijatykom nie było końca": "Znęcała się nade mną psychicznie i fizycznie. Niemym świadkiem koszmaru był Staś. To jego najbardziej mi szkoda" - mówił w rozmowie z "Faktem".
Sydor jednak zaprzecza. Twierdzi, że to bzdury wyssane z palca: "Nigdy nie biłam byłego męża" - zaznacza w wywiadzie dla "Twojego Imperium". "To, co on wygaduje w mediach to jakieś brednie. Rozwiedliśmy się kilka lat temu i gdyby taka sytuacja miała miejsce, to przecież wówczas sprawa zostałaby podniesiona przez sądem. A tak się nie stało" - mówi.
Uważa, że Klepacki oczernia ją w gazetach, ponieważ szuka zemsty: "Chce mi dokuczyć za to, że wystąpiłam o podwyższenie alimentów na naszego syna Stasia. Kwota, którą płacił dotychczas, była śmiesznie niska i jako matka nie mogłam się na to zgodzić" - tłumaczy.
Dodajmy, że Klepacki nie chciał zgodzić się na płacenie wyższych alimentów, gdyż, jak sam mówił w rozmowie z "Faktem", "był bez pracy, z ogromnym kredytem".