Nina Andrycz przed śmiercią przyznała się do aborcji
Nina Andrycz przed śmiercią przyjęła sakramenty pokuty, namaszczenia chorych i eucharystii. Wcześniej, w jednym z wywiadów, przyznała się do aborcji.
101-letnia legenda teatru odeszła 31 stycznia po trzytygodniowym pobycie w szpitalu na warszawskim Powiślu.
Przed śmiercią zdążyła spisać testament i przekazać ponad 100 tys. zł Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy.
Choć przez całe lata była niewierząca, pochowana zostanie w obrządku katolickim. Na łożu śmierci przyjęła bowiem trzy sakramenty, których udzielił jej ks. Mieczysław Królik, kapelan szpitalny.
Duchowny w rozmowie z "Super Expressem" zdradza, że umierająca Andrycz sama poprosiła go o rozmowę - gdy zjawił się przy jej łóżku, miała łzy w oczach.
"Pojednała się z Bogiem" - opowiada. "Ja jestem tylko pomocnikiem, wszystko jest w rękach Boga. Zostało przebaczone jej to, co popełniła za życia".
Niepokorna aktorka nigdy nie ukrywała, że w życiu liczy się dla niej przede wszystkim praca. "Gdy jest się gwiazdą, rodzi się wyłącznie role" - mawiała. W wywiadzie dla "Vivy" przyznała, że będąc żoną Józefa Cyrankiewicza, dwukrotnie poddała się aborcji.
"Jak za drugim razem szłam na zabieg, moja mama się popłakała. Tłumaczyła mi: 'Nie rób tego drugi raz. Z pierwszym zabiegiem się pogodził, ale drugiego ci nie daruje, Bo pokazujesz, że ci na nim nie zależy'" - cytuje wypowiedź Andrycz "Fakt".
Druga aborcja sprawiła, że jej małżeństwo z premierem rozpadło się (para wzięła rozwód w 1968 roku). Aktorka zdawała sobie sprawę, że mąż bardzo pragnął dziecka. Nie czuła w sobie jednak instynktu macierzyńskiego.
"Oczekiwał żony oddanej, która po zajściu w ciążę urodzi chociaż jedno dziecko, on bardzo tego pragnął, ale ja już wtedy kochałam swoją pracę bardziej niż małżeństwo" - tłumaczyła Andrycz.
Aktorka pochowana zostanie 10 lutego na Starych Powązkach w Warszawie. Msza święta rozpocznie się o godz. 14 w kościele św. Karola Boromeusza.