Nina Terentiew: Teraz to syn ją wychowuje
Przez wiele lat rządziła nie tylko w pracy, ale i w domu. To już przeszłość. Choć nie było łatwo, stała się zupełnie inną osobą.
O tym, że Nina Terentiew (71 l.) jest twardo stąpającą po ziemi, silną i zdecydowaną kobietą, która wie, czego chce i potrafi to wyegzekwować, wiedzą wszyscy jej współpracownicy w Polsacie. Czy jej bliscy - syn Hubert, synowa Kasia oraz wnuczęta - też czują przed nią respekt?
Dziennikarka niechętnie mówi o swoim życiu prywatnym. Może dlatego, że oba jej małżeństwa, pierwsze z Robertem Terentiewem, ojcem jej syna Huberta, i kolejne z Tadeuszem Kraśką, zakończyły się rozwodem. - Cena sukcesu zawodowego zawsze jest wysoka. Czasem zdrowie. Czasem miłość. Czasem rodzina. Ale niczego nie żałuję - wyznała ostatnio w wywiadzie Terentiew. Poza jednym - brakiem czasu dla syna.
Ciągła walka o utrzymanie pozycji sprawiła, że zaledwie trzy miesiące po porodzie wróciła do pracy. - Nie zdecydowałam się na kolejne dziecko. Nie miałam czasu na macierzyństwo, nie było ono moim priorytetem - przyznaje "caryca Polsatu".
Gdy Hubert żartuje, że był dzieckiem z kluczem na szyi, mama mu odpowiada: "Ja też nim byłam i obojgu nam to wyszło na zdrowie". Mimo częstych nieobecności w domu związanych z robieniem kariery, z synem łączy ją silna więź. I to nawet teraz, gdy wyfrunął z rodzinnego gniazda i założył rodzinę - ma żonę i dwójkę dzieci - cztery i pół letniego Stasia oraz prawie dwuletnią Jadzię.
Nina nie kryje dumy z syna, który odnosi sukcesy jako prawnik. Wspiera go na każdym kroku, w wielu sprawach służy pomocą i doświadczeniem. Musi jednak uważać, by nie przesadzić z opiekuńczością, bowiem nie zawsze jest to mile widziane.
- Bywam trudna, we wszystko chciałabym się wtrącać, poczynając od tego, co będzie na niedzielny obiad, na który mnie zaprosili - bije się w piersi Terentiew. I dodaje: "Odpuściłam, bo mój syn odkrył w sobie pasję kucharza, a do tej pory to ja byłam kucharzem numer jeden w naszej rodzinie. Teraz już wiem, że wizja żurku z kiełbasą i grzybami moich dzieci musi zwyciężyć z moją wizją bez kiełbasy".
Przyznaje, że dzięki synowi zrozumiała, że w pracy może forsować własne wizje, ale w domu już niekoniecznie. - Zostałam wychowana przez moje dzieci. I teraz jestem aniołem - śmieje się dziennikarka. Ta metamorfoza wiele ją kosztowała. - Nauczyłam się, że jest tak, jak ja chcę i trudno się od tego odzwyczaić. Chyba zbyt często lubię być szefem - stwierdziła. Odmieniona już nie żyje tylko pracą. Realizuje się w roli babci.
Uwielbia bawić się z wnukami. - Chciałabym je bardziej rozpieszczać, ale nie mogę - żali się dziennikarka. Nie pozwalają na to syn i synowa. - To dziwne, bo jak sami rozpieszczają to jest dobrze. A ja mam być konsekwentna, wymagająca, słowo musi się liczyć - mówi Nina.
Kiedy jej ukochany Stasio coś spsoci i rozgniewa rodziców, zawsze rzuca mu koło ratunkowe. W końcu po to są babcie.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: