O miłosnych perypetiach znanego artysty było głośno. Kobiety z nim nie wytrzymywały
Maciej Zembaty - legendarny satyryk, poeta, wokalista i tłumacz piosenek Leonarda Cohena - nie miał szczęścia w miłości. Wszystkie związki uwielbianego artysty wcześniej czy później rozpadały się, a o jego kolejnych rozwodach plotkowała cała Polska. Dopiero pod koniec życia spotkał kobietę, która kochała go takim, jakim był. Nigdy nie krył, że uratowała go przed - jak sam to określił - całkowitym pogrążeniem się w mroku.
Maciej Zembaty miał 60 lat, gdy wyjechał z Warszawy i urządził sobie "pustelnię" w udostępnionej mu przez przyjaciela kanciapie przy studiu nagrań disco-polo w Mińsku Mazowieckim. Spędził w niej kilkanaście miesięcy i pewnie nigdy nie wróciłby z "wygnania", gdyby nie odnalazła go Elżbieta Dębska - aktorka i piosenkarka, którą poznał podczas castingu do swego nigdy nienakręconego filmu o Leonardzie Cohenie, i z którą przez kilka lat koncertował.
Elżbieta była dobrym duchem satyryka i poety, jego opiekunką, towarzyszką życia i jego ostatnią miłością.
Tuż po maturze w Liceum Sztuk Plastycznych 20-letni wtedy Maciej Zembaty dostał się do warszawskiej szkoły teatralnej, z której jednak po roku go wyrzucono, bo - jak plotkowano - odbił dziewczynę Zygmuntowi Kęstowiczowi i zrobił się skandal.
Tak naprawdę zgłębianie tajników aktorstwa po prostu strasznie go nudziło. Gdyby nie Ewa Pokas - czarnooka dziewczyna, którą poznał na seminarium u profesora Ludwika Sempolińskiego - zrezygnowałby z indeksu jeszcze przed końcem zimowego semestru. Maciek z miejsca zakochał się w Ewie, a ona szybko odwzajemniła jego uczucie. Najpierw założyli razem kabaret Fermata, a wkrótce potem rodzinę.
Pierwsza rysa na ich wspólnym życiu pojawiła się, jeszcze zanim zostali małżeństwem. Poszło o ślub. Ewa marzyła, by stanąć przed ołtarzem, Maciej nie chciał nawet o tym słyszeć. Postawił na swoim.
Po dyplomie Ewa Pokas cierpliwie czekała na swoje pięć minut sławy, zdobywając doświadczenie na scenach teatrów Powszechnego oraz Narodowego, występując u boku męża w spektaklach kabaretowych i żyjąc pełną piersią. Maciej był o nią potwornie zazdrosny.
"Idą do Dziekanki, Stodoły, Hybryd, obcy faceci chcą tańczyć z Ewą, Maciek się wścieka, ona mu robi awanturę. Następnego dnia wstają zakochani. Tak przez dwa lata, aż do rozwodu" - napisał po latach dziennikarz Wojciech Staszewski na łamach "Dużego Formatu".
"Pierwsze małżeństwo Maćka było takie smarkate. Estrada, dwoje młodych ludzi, silne emocje, pewna niedojrzałość" - stwierdził po śmierci Zembatego jego przyjaciel i biograf Henryk Waniek.
"Drugie było rekordowo krótkie" - dodał.
Drugą żoną Zembatego została starsza od niego o 3 lata plastyczka Ewa Gargulińska. Wytrzymała z nim zaledwie kilka miesięcy. Nie mogła znieść hulaszczego trybu życia męża, jego przygnębienia co rusz zmieniającego się w euforię i odwrotnie. Wtedy jeszcze nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że Maciej jest chory, że jego zmienne nastroje to nic innego jak zaburzenia.
Dopiero trzecia żona współtwórcy serialu radiowego "Rodzina Poszepszyńskich", gdy zorientowała się, że jest z nim coś nie tak, wysłała go do lekarza, który zdiagnozował u Zembatego chorobę afektywną dwubiegunową.
Maciej był już znany ze swojego oryginalnego poczucia humoru i przełamujących tabu śmierci piosenek. W 1971 roku na festiwalu w Opolu wykonał piosenkę "Ostatnią posługę" do melodii marsza żałobnego Chopina - wówczas stracił głowę dla pewnej uroczej prawniczki.
W styczniu 1976 roku Magda została trzecią panią Zembaty. Na początku lat 80., gdy ich synowie, Łukasz i Wojtek, byli jeszcze małymi chłopcami, Magdalena wyjechała na stypendium do San Francisco, a wkrótce potem i ściągnęła męża do Ameryki.
"Maciek od razu ruszył w trasę. Odwiedził wiele polonijnych skupisk w USA. Zdarzało się, że atak choroby, wciąż wtedy jeszcze niezdiagnozowanej, uniemożliwiał mu występ. Wtedy cały program spoczywał na barkach Eli Jodłowskiej" - napisał prawie 40 lat później Henryk Waniek w książce "Szalone życie Macieja Z.".
To właśnie w czasie pobytu w Stanach Maciej, zmuszony przez żonę, poszedł do lekarza i dowiedział się, że cierpi na cyklofrenię. Magdalena przez pewien czas pilnowała, żeby regularnie przyjmował lekarstwa i chodził na terapię, ale w końcu odpuściła. Gdy mąż powiedział jej, że choroba "otworzyła mu oczy na życie" i że dzięki niej czuje się wolny i lepiej pojmuje "stan szczęśliwości", odeszła.
"Został mi po niej tylko Cohen" - opowiadał później w wywiadach.
O Leonardzie Cohenie Maciej Zembaty po raz pierwszy usłyszał tuż przed ślubem z Magdaleną. "Odkryłem go w momencie szczególnym, jakim w życiu człowieka jest wielka miłość. Cohen wyrażał akurat to, co czułem" - cytuje jego słowa magazyn "Retro".
"Suzanne" była pierwszą piosenką kanadyjskiego barda, którą przetłumaczył i włączył do swojego repertuaru. W 2007 roku Cohen stwierdził podczas występu w studium koncertowym radiowej "Trójki", że tylko dzięki Maćkowi sprzedał w Polsce setki tysięcy płyt.
Fascynacja osobą i twórczością artysty zza oceanu, oprócz korzyści w postaci kilku albumów i tomików wierszy, przyniosła Maciejowi mnóstwo kłopotów. Film o Cohenie, który zamierzał nakręcić na przełomie wieków i na realizację którego wziął kilka kredytów, nigdy nie powstał. By spłacić zobowiązania, Maciej Zembaty musiał sprzedać trzypokojowe mieszkanie po matce, ale i tak nie zdołał spłacić wszystkiego. Gdyby nie poznana podczas castingu Elżbieta Dębska, nie miałby gdzie mieszkać.
Kiedy w 2003 roku Maciej ukrył się w Mińsku Mazowieckim, plotkowano, że uciekł ze stolicy przed ścigającymi go wierzycielami. Faktem jest, że zniknął. Z dobrowolnego wygnania ściągnęły go dopiero Elżbieta i jedna z byłych żon - Magdalena. Ta ostatnia wysłała z misją do Mińska młodszego syna, Łukasza.
"Pewnego dnia Łukasz zjawił się u mnie. Pomimo silnego oporu z mojej strony, rozpoczął ciężką pracę nakłaniania mnie do powrotu do życia. Do tego Magda oddała mi do dyspozycji mieszkanie na Żoliborzu" - opowiadał wkrótce po powrocie do Warszawy.
Maciej Zembaty, którego głosem - o czym nie wszyscy pamiętają - mówił kot Rademenes z serialu "Siedem życzeń", w połowie czerwca 2011 roku trafił do szpitala, gdzie miał być poddany rutynowym badaniom laboratoryjnym.
"Nic nie wskazywało, żeby gdziekolwiek się wybierał. Pulsował mnóstwem pomysłów, które zaraz po wyjściu miał zamiar zrealizować" - wyznał Henryk Waniek w swej książce o przyjacielu.
Maciej Zembaty odszedł niespodziewanie 27 czerwca 2011 roku wskutek zatrzymania akcji serca. Miał 67 lat.
Źródła:
1. Książka Henryka Wańka "Szalone życie Macieja Z.", wyd. 2018.
2. Artykuł "Ubodzy krewni niosą mnie na swych ramionach", "Gazeta Wyborcza. Duży Format", lipiec 2011.
3. Artykuł "Choroba niszczyła jego karierę i związki z kobietami", "Na żywo", lipiec 2019.
4. Artykuł "Szargał świętości z wdziękiem anioła", "Retro", marzec 2021.