O tym rodzinnym dramacie Justyny Sieńczyłło wiedziało niewielu!
Justyna Sieńczyłło (47 l.) nie chciała robić z tego medialnego newsa...
Kilka miesięcy temu aktorka straciła mamę, która po długich miesiącach przegrała walkę z chorobą nowotworową.
Do ostatnich chwil życia aktorka czuwała przy łóżku mamy, trzymała ją za rękę. Gdy mama odeszła, rozpaczała, ale musiała być silna, bo w domu został pogrążony w bólu tata.
Totalnie zdruzgotany, potrzebował wsparcia. Dla Justyny i jej starszej siostry Joanny, profesor nauk prawnych na uniwersytecie w Białymstoku, najważniejsze było, by tata nie poczuł się samotny.
By nie stracił woli życia, z której słynął. Pani Justyna i tata nadawali na tych samych falach. Dzięki wsparciu taty, Sławomira, już jako dziecko nie bała się niczego.
Wiedziała, że może wspinać się na najwyższe drzewo, bo jeśli spadnie, to i tak tata pomoże jej się podnieść.
W pewnym sensie to tacie zawdzięcza późniejsze sukcesy, bo zawsze w nią wierzył, ale też uparcie powtarzał, że talent to tylko element sukcesu. Reszta to ciężka praca...
Gdy już została aktorką, opuściła Białystok i zamieszkała w Warszawie. Pan Sławomir nie krył satysfakcji. Był dumny, że jego córeczka, gra na dużej scenie, a na spektakle z jej udziałem przychodzą tłumy.
Justyna lubiła wracać do domu, który kojarzył jej się z latami pełnymi słońca i beztroski.
Po śmierci mamy dom jednak stracił swój klimat, a tata przygasł. Nie angażował się już tak w działalność społeczną, z której latami słynął w swym mieście. Wolał spędzać czas w domu. Sąsiedzi często widywali go na spacerze z ukochanym pieskiem. Nie lubił opuszczać Białegostoku.
Ale gdy w lipcu córka uwieczniła swoją dłoń na promenadzie gwiazd w Międzyzdrojach, przyjechał jako gość specjalny. Gali finałowej towarzyszyły emocje, bo Justyna ze sceny zwróciła się do taty i dziękowała mu za wszystko, choć, jak potem mówiła, serce stanęło jej w gardle z emocji.
"Dla mnie to był moment prawdziwego szczęścia" – powiedział pan Sławomir tygodnikowi "Świat i Ludzie" dodając, że bardziej niż aktorskie sukcesy cieszy go, że córka robi to, co naprawdę kocha.
"O to chodziło mi całe życie!" – mówi pan Sieńczyłło ze łzami w oczach.
To były łzy prawdziwego szczęścia.
***