Obara umiera ze wstydu
Monika Obara opowiada w "Vivie" o wypadku samochodowym, jaki spowodowała po pijanemu. W połowie kwietnia gwiazda "M jak miłość" z dwoma promilami alkoholu we krwi wsiadła za kierownicę i próbowała dojechać do domu.
Jej wersja wydarzeń przedstawia się następująco:
"Niewiele pamiętam. Chyba straciłam przytomność. Ocknęłam się, kiedy już wokół samochodu stali policjanci. Pamiętam ból w klatce piersiowej od uderzenia o kierownicę".
"Policjanci początkowo byli bardzo mili. Oznajmili, że muszę na kilkanaście minut pojechać do izby wytrzeźwień. Zapewniali, że na noc wrócę do domu."
"Potem okazało się, że mnie okłamali. Bo w izbie kazali mi zdjąć ubranie, zrobili mi rewizję osobistą, zabrali telefon. Nikt nie chciał mnie słuchać, gdy prosiłam, żeby pozwolili mi zadzwonić. Traktowali mnie jak śmiecia."
"Położyli mnie na sali, na której na pryczach spały inne kobiety. Na środku sali stał otwarty sedes, z którego czuć było wymiociny i urynę."
"Pamiętam, jak prosiłam o wykonanie choć jednego telefonu do rodziny, a pracownicy izby wytrzeźwień kpili ze mnie na głos, mówiąc: Proszę, jak gwiazdeczce się w głowie poprzewracało."
Monika dostała dwa lata więzienia w zawieszeniu na pół roku, 2000 tysiące złotych grzywny i sześcioletni zakaz prowadzenia samochodu. Przyznaje, że jej największym marzeniem jest cofnąć czas:
"O niczym innym nie myślę. Każdego dnia na nowo rozpamiętuję ten wypadek, śni mi się to, co stało się tamtej nocy. I jeszcze ciągle mam nadzieję, że kiedy się obudzę, okaże się, że to był tylko sen".
Tak jak pisaliśmy - to będzie długi kac.