Odeta o swoich "marnych" zarobkach w TVP
"Zarabiam tak naprawdę na waciki" - podkreśla Moro-Figurska, komentując swoje zarobki w Telewizji Polskiej.
O pensjach w "publicznej" powstają prawdziwe legendy. Wystarczy wspomnieć o zarobkach zwolnionej Hanny Lis (ponoć 60 tys. zł miesięcznie) i jej męża Tomasza, prezentera Tomka Kammela i wielu wielu innych.
Moro-Figurska w wywiadzie dla "Twojego Imperium" odcina się od nurtu zbijającego na pracy w TVP fortunę. Uważa, że zarabia marnie. Dom utrzymuje mąż Michał, o którym w marcu br. głośno było za sprawą obrazy prezydenta w audycji radiowej "Poranny WF". (ZOBACZ)
"Mam męża, który daje mi psychiczny i finansowy święty spokój" - mówi Odeta. "Dzięki temu nie muszę, jak wampir, przegryzać komuś tętnicę, żeby wyżywić rodzinę. Zarabiam tak naprawdę na waciki" - podkreśla, i dodaje, że na co dzień nie jest sympatyczną panienką, zabiegającą grzecznie o to, by nie brakowało jej na ekranie.
"Nie jestem kimś, kto chodzi i prosi" - twierdzi. "Mówię prosto z mostu, że chcę wiedzieć, dlaczego mnie nie ma na wizji. Chce znać powody i to szybko. Nie mam czasu na owijanie w bawełnę tylko dlatego, że ktoś nie ma odwagi powiedzieć mi czegoś niemiłego".
Prezenterka dziwi się ludziom, którzy "pracę stawiają przed rodziną": "Nie są oni szczęśliwi" - zaznacza. Dla niej w życiu najważniejsza jest córka Sonia i mąż.
Moro-Figurska w TVP prowadzi program interwencyjny "Kontakt" oraz wraz z Włodzimierzem Szaranowiczem "Pytanie na śniadanie".