Reklama
Reklama

Ogrodnik i Wichłacz wyznają: Też byliśmy ofiarami przemocy w szkole

Po tym, jak aktorka Anna Paliga przyznała, że doświadczyła przemocy ze strony wykładowców w Szkole Filmowej w Łodzi, głos zabrali inni aktorzy, m.in. Dawid Ogrodnik i Zofia Wichłacz.

"Koniec z mobbingiem, chamami pod przykrywką artyzmu!" - pisze na Instagramie Dawid Ogrodnik, oskarżając o stosowanie przemocy jedną ze swoich wykładowczyń uczących w krakowskiej PWST.

"Znam ten strach i znam ten wstyd, znam to upokorzenie i poczucie bezwartościowości! Wszyscy się baliśmy i tylko niektórzy uciekli, byłem jednym z nich! Reszta chciała przetrwać! Oddaję ten wstyd i ten strach swoim oprawcom! Wstydźcie się i bójcie!".

Głos zabrała również Zofia Wichłacz, która studia aktorskie w warszawskiej Akademii Teatralnej zakończyła po pierwszym semestrze.

Reklama

Aktorka przyznaje, że była świadkiem wielu nadużyć ze strony wykładowców:

"'Wytrzymałam', a raczej zrobiłam, co dla mnie było najlepsze, i odeszłam z Akademii po pierwszym semestrze. W tym krótkim czasie byłam świadkiem wielu sytuacji poniżania, nękania, a nawet molestowania studentów" - pisze Wichłacz na Facebooku.

Podkreśla, że okres, jaki spędziła w szkole, był dla niej bardzo traumatyczny...

"Czułam, że z każdym tygodniem, miesiącem spędzonym w tej instytucji zamykam się bardziej, staję się bardziej lękliwa, wycofana, przerażona. Rozwinęły się u mnie mocno zaburzenia odżywiania. Miałam stany lękowe, depresyjne i wiedziałam, że muszę się ratować, że zdrowie psychiczne jest ważniejsze niż dyplom czy skończone studia. Dziękuję Annie Palidze za odwagę. Dzięki Twojemu świadectwu inne osoby odważają się mówić i może będzie szansa na zmianę tego chorego systemu opierającego się m.in. na przemocy".

Mobbingu i przemocy psychicznej doświadczyła także Maria Dębska. W swoim wpisie aktorka pisze, że "szkołę kończyła na lekach uspokajających i niezbędna była jej terapia".

"W Szkole spotkałam wspaniałych profesorów, ale niestety razem z moimi kolegami doświadczyłam też mobbingu i przemocy psychicznej (...) Niestety wielokrotnie byłam świadkiem lub ofiarą sytuacji, które nigdy nie powinny mieć miejsca. Wiem, że nie tylko ja szkołę kończyłam na lekach uspokajających i niezbędna mi była terapia" - pisze na Facebooku aktorka.

Dębska widziała też sytuacje, które opisała Paliga w swoim wpisie: "Wtedy myślałam, że zaciskanie zębów to jedna z podstawowych umiejętności aktora" - dodaje.

Głos zabrał również Antoni Komasa-Łazarkiewicz. Kompozytor wprawdzie nie był studentem szkoły aktorskiej, ma jednak tam wielu znajomych.

"Zawsze zdumiewał mnie poziom agresji, z którą musieli się oni mierzyć. Najbardziej dotkliwe i poniżające były rytuały kocówy, ale działy się one przy aprobacie kadry profesorskiej, w wytworzonej przez nią atmosferze. Nie przez wszystkich i nie zawsze oczywiście!" - pisze.

Zaznacza jednak, że "nie wolno tu wszystkich wykładowców wrzucać do jednego wora"! Sam szkołę muzyczną wspomina nie najlepiej, szczególnie "ten niekończący się korytarz na strychu, który przyprawiał go o mdłości".

"Ten lęk, stres, czasem przekraczający granice wytrzymałości młodych ludzi, był wszechobecny. Szkolnictwo artystyczne w Polsce w całości jest tym lękiem jakoś naznaczone" - uważa Komasa-Łazarkiewicz.

"Gdy myślę sobie o moich wspomnieniach ze szkół muzycznych, gdzie dwa razy w tygodniu wizyta w tak zwanej harcówce na Miodowej, ten niekończący się korytarz na strychu, przyprawiał mnie o mdłości, gdy słyszę niedawno, jak pewien światowej sławy wirtuoz mówi, że chętnie podpaliłby swoją szkołę muzyczną, gdy znam osoby, które po dyplomach z wyróżnieniem zamknęła się na muzykę na długie lata, to zastanawiam się: po co to? Sztuka naprawdę tego wymaga? Dzięki traumie i poniżeniu lepiej się gra: na fortepianie albo na deskach teatru? Przecież jest to absolutnie sprzeczne ze wszystkim, co wiemy na temat ludzkiej psychiki. Człowiek w stanie skrajnego stresu działa gorzej, jest podatny na błędy, głupieje, zamyka się" - czytamy.

Anna Paliga swoim wpisem opublikowanym w mediach społecznościowych wywołała burzę w środowisku młodych twórców.

Absolwentka Szkoły Filmowej w Łodzi napisała o metodach, jakie mają stosować na zajęciach wykładowcy, w tym znany reżyser Mariusz Grzegorzek.

Agresja słowna, bicie w twarz, szantaże, poniżanie, nazywanie studentek "pier*** szmatą, kur***" to tylko niektóre z nich. 

Uczelnia postanowiła zwołać w trybie pilnym komisję, która wyjaśni całą sprawę. Rektorka Szkoły Filmowej w Łodzi dr hab. Milenia Fiedler wystosowała także oficjalne oświadczenie. Podkreśliła w nim, że w Szkole Filmowej w Łodzi niedopuszczalne są zachowania, które noszą znamiona molestowania czy przemocowego traktowania studentów i studentek.

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy