Ojciec Ostałowskiej żył w nędzy

"Najbardziej jestem wdzięczna losowi za mamę. Bo to, że mogę się czuć szczęśliwa, jest właśnie jej zasługą" - mówiła w wywiadzie Dominika. Już nie zadzwoni do niej, nie usłyszy jej ciepłego głosu. Dziennikarka Irena Ostałowska zmarła pod koniec kwietnia.

Rodzice Dominiki rozwiedli się, gdy dziewczynka skończyła zaledwie trzy latka. Nigdy nie miała do matki żalu, że odeszła od ojca, którym był aktor Ryszard Ostałowski. Nadużywał alkoholu, a ona chciała stworzyć małej bezpieczny azyl. To na matczynych barkach spoczywał ciężar utrzymania i wychowania córeczki.

"Czasy były ciężkie. A mama nigdy nie była jakąś zaradną finansowo osobą" - mówiła aktorka w jednym z wywiadów.

"Ludzie posiadali kolorowe telewizory, samochody, pralki, kafelki. Myśmy niczego takiego nie miały i też nie potrafiłyśmy o to zabiegać" - opowiadała. Mimo finansowych kłopotów, dzieciństwo Dominiki było szczęśliwe. To pani Irena po raz pierwszy zabrała córkę do teatru i rozbudzała w niej pasję aktorską.

Z ojcem Dominika do jego śmierci nie miała kontaktu. Pod koniec życia wegetował w biedzie. Prosił przechodniów o parę groszy, papierosa. "Ojciec był alkoholikiem. To nas rozdzieliło. Kiedy próbowałam się do niego zbliżyć, los nie dał nam szansy" - wyznała aktorka.

Gdy Dominika dorosła, mama stała się jej przyjaciółką. Ona pierwsza wiedziała o kryzysie w związku z Hubertem Zduniakiem, ojcem jej syna, a potem o nieszczęśliwym romansie z reżyserem Mariuszem Malcem. Gdy całe środowisko było przeciwko niej, wiedziała, że mama jej nie potępi, ale zrozumie. I tak było. Dziś osobą, która nie pozwala się jej załamać po stracie, jest syn Hubert (10).

"To dzięki mamie miałam spokojne dzieciństwo. I takie chcę dać synowi" - deklaruje.

R.B.

20/2013