Olga Bończyk: Wszystko jest w porządku
Miesiąc temu na Facebooku Olga Bończyk (47 l.) zamieściła bardzo niepokojący wpis dotyczący wyników badań lekarskich, prosząc swoich fanów o psychiczne wsparcie. Czy sytuacja nadal jest dramatyczna?
Jak się dzisiaj czujesz?
Olga Bończyk: - Nie chciałabym tego szerzej komentować. Powiem tylko tyle, że nie była to choroba zagrażająca mojemu życiu. Musiałam przez jakiś czas bardziej skupić się na zdrowiu. Na szczęście już wszystko jest w porządku. Teraz nie ma podstaw do jakichkolwiek niepokojów.
Dużo pracujesz, koncertujesz, nagrywasz. Jak wygląda twój wolny dzień?
O.B.: - Nie mam poczucia, że praca mnie zżera. Są okresy, gdy zajęć jest rzeczywiście bardzo dużo, ale są też takie, gdy siedzę w domu i zastanawiam się, co będę robić.
Chronisz swoją prywatność. Jak ona wygląda?
O.B.: - Mieszkam na peryferiach Warszawy. Mam dwa koty, cudownych przyjaciół. To wieloletni, oddani ludzie. Wolę spędzić wieczór z nimi, niż lansować się na salonach, to świadomy wybór. Zrozumiałam, że mój wolny czas jest bardzo cenny.
Czy w twoim życiu jest miejsce na prawdziwą miłość?
O.B.: - Jest, ale podjęłam decyzję, że niczego nie będę robić na siłę. Nigdy nie ukrywałam, że mam za sobą dwa małżeństwa. To zamknięty rozdział, z którym rozprawiłam się godnie i po ludzku. Późniejsze znajomości stanęły mi kością w gardle, więc teraz dmucham na zimne.
Każda znajomość czegoś nas uczy, z każdej wychodzimy mądrzejsi, silniejsi.
O.B.: - Zdecydowanie tak. Przez ostatni rok spotykałam na swojej drodze wielu mądrych ludzi, którzy pomagali mi patrzeć na moje porażki nie tylko przez pryzmat błędów. Trzeba umieć wyciągać wnioski z tego, co dzieje się w naszym życiu. Czasem spotykamy kogoś, kto wydaje się rycerzem na białym rumaku, a po jakimś czasie okazuje się, że to Don Kichot na wyleniałej szkapie. Chodzi o to, żeby potrafić odróżnić, kto jest naszym prawdziwym przyjacielem, a kto w znajomości z nami widzi tylko własny interes.
Nie jest to proste zadanie.
O.B.: - Dla mnie ostatni rok jest rokiem uczenia się ludzi na nowo, świeżym spojrzeniem na nich. To jest proces.
Ten rok jest dla ciebie szczególny również z innego powodu. W twoim otoczeniu pojawił się ktoś wyjątkowy, kto całkowicie odmienił twoje życie?
O.B.: - Rzeczywiście, jest ktoś taki. Niestety, w tej sprawie nie chcę się wypowiadać, by nie zapeszyć.
Wierzysz, że życie zaczyna się w kolejnych dekadach? Po 30., 40., 50. urodzinach?
O.B.: - Mam 47 lat, a więc mogę powiedzieć, że życie czegoś mnie nauczyło. Wiele lekcji przeszłam, żadnej nie żałuję. Choć wylałam wiele łez, tupałam nogą, zdarzało mi się krzyknąć, to myślę, że te wszystkie doświadczenia były mi potrzebne. Z dekady na dekadę jestem coraz mądrzejsza.
I coraz ładniejsza. Zdradzisz sekret swojego wyglądu?
O.B.: - Jestem pogodzona z życiem. Nie przeszkadzają mi zmarszczki. Lubię siebie taką, jaka jestem. Nie używam żadnych cudownych kremów, choć nie jest tak, że nic nie robię. Ogromny ukłon należy się moim rodzicom, którzy przekazali mi dobre geny. Nie mam ani jednego siwego włosa (śmiech).
WideoPortal/x-news
Marta Kawczyńska