Olga Sawicka i Zbigniew Zapasiewicz: kulisy ich małżeństwa i wielkiej miłości
Związek Olgi Sawickiej (54 l.) i Zbigniewa Zapasiewicza (†74 l.) był niemałą sensacją. Między nimi było 27 lat różnicy i wielu spekulowało, że nie połączyła ich miłość, a zwykły interes. Na przekór wszystkim i dla świętego spokoju wzięli ślub. Później wydarzyła się tragedia.
Dzieciństwo Olgi Sawickiej było z tych sielskich-anielskich: obiad na czas, wypieki mamy i dużo miłości.
- Jestem bogata z domu. Mówię o tych wszystkich dobrych i pięknych uczuciach, którymi mnie obdarowano - zdradza.
Była krnąbrnym dzieckiem. W szkole i w życiu zawsze wszystko robiła po swojemu. Rodzice mieli z nią trochę zmartwień, ale teraz z mamą się dobrze dogaduje i przyjaźni. Ta więź daje jej siłę i wytrwałość. Zapewnia poczucie bezpieczeństwa.
Mimo wszystko wspierała ją, gdy Sawicka zdecydowała się zdawać do szkoły teatralnej. Nie myślała o karierze, przyciągała ją magia sceny. W domu nikt jej do tego nie namawiał, ale też nie zniechęcał. Rodzice co prawda mimochodem napomykali jej o ciemnych stronach zawodu aktora, ale wybór - jak zwykle - należał tylko do niej.
Do warszawskiej PWST dostała się za pierwszym razem. Tam poznała przyszłego męża Zbigniewa Zapasiewicza. Ona studentka, on starszy od niej o 27 lat pedagog. Żeby być razem, pokonali wiele przeszkód, które wydawały się nie do pokonania. Ich uczucie stało się sensacją "warszawki".
- Gdyby nasz związek nie opierał się na autentycznym uczuciu, skończyłby się ze sto razy - przyznaje Olga. - Od początku odczuwałam dystans środowiska. Sypały się komentarze "kolegów" z branży: karierowiczka, beztalencie, spryciara - dodaje.
Wbrew złośliwym uwagom postanowiła, że udowodni wszystkim, że ma talent. Po odebraniu dyplomu dostała angaż do Teatru Studio. Grała w Dramatycznym, Polskim, Współczesnym. 15 lat spędziła w Teatrze Powszechnym. Zagrała tam wiele świetnych ról, m.in. Pannę Młodą w "Weselu", Jenny we "Wszystko w ogrodzie", Emilię w "Nowym Mieście".
- W ubiegłym sezonie odeszłam, oddając swoją rolę, a dyrektor nie zatrzymywał mnie gorąco - śmieje się Sawicka.
W swoim dorobku ma też role w filmach, serialach i Teatrze Telewizji. Obecnie gra w sztuce Yasminy Reze "Życie: trzy wersje", zaś w StudioJa w "Kodzie Wachlarza" prowadzi zajęcia z uważności, uczy dziewczęta wrażliwości na świat, empatii. Młode damy mają też zajęcia z pięknego mówienia, elegancji konwersacji, ruchu, dobrych manier i zachęca się je do poszukiwania własnego stylu.
Czytaj dalej na następnej stronie
Ze Zbigniewem Zapasiewiczem pobrali się w 1991 roku.
- Rola konkubiny nie jest łatwa, szczególnie w kraju, gdzie mówi się o wolności i tolerancji, a często postępuje odwrotnie - mówi. - Ślub potraktowałam jako kontrakt dający gwarancje prawne i stabilizację. Nie przykładali wagi do "papierka". Nie zagrano nam marsza weselnego. Z Urzędu Stanu Cywilnego pojechaliśmy do teatru zagrać w "Panu Cogito", a rodzice i świadkowie udali się do domu przygotować przyjęcie - wspomina aktorka.
Byli małżeństwem prawie 25 lat. Tworzyli związek dwóch silnych osobowości. Nie mieli dzieci. Sawicka wniosła do małżeństwa energię, wiarę w życie i ciekawość świata. Z kolei Zbigniew mądrość, intelektualny porządek, doświadczenie i... życiową bezradność.
- Tajemnica udanego związku tkwi w poszanowaniu niezależności. W tolerancji. Nie może być tak, że ciągle z czegoś rezygnujemy dla drugiej osoby albo próbujemy ją zmienić - mówi.
Zbigniew Zapasiewicz zmarł 14 lipca 2009 roku. Chorował zaledwie kilka dni. Tragedia uświadomiła kobiecie, że trzeba w każdym momencie życia być gotowym. Nie bać się okazywać miłości, przytulać bliskich, wybaczać im błędy.No, i mieć porządek w papierach.
Miłość znalazła ją znowu, gdy już niczego ekscytującego nie oczekiwała od losu.
- Chyba rzeczywiście tak jest, że szczęście przychodzi do nas, kiedy chce. Że nie należy za nim gonić. Ale z drugiej strony trzeba dać szczęściu furtkę, którą może się do nas dostać - wyznaje Sawicka.
Ona dała szczęściu taką szansę. Z Krzysztofem, biznesmenem, poznali się we Wrocławiu.
- Krzysztof daje mi poczucie bezpieczeństwa, ciepło i akceptację. Mamy wspólny rytm, poglądy. Nie trzeba się bardzo starać, żeby było dobrze - mówi.
Są zwolennikami niekomercyjnego stylu życia. Częściej niż na modnych bankietach można ich spotkać w księgarni, na tańcach, rowerach lub pysznej kolacji, najlepiej z przyjaciółmi.
- Mówi się, że trzeba marzyć o rzeczach wielkich, aby spełniły się te małe. Ale to te małe radości i spełnienia dają nam poczucie szczęścia. Jeśli jednak mogę sobie czegoś życzyć, to żeby zdrowie nie opuszczało mnie i moich najbliższych. O resztę zatroszczymy się sami -zapewnia Sawicka.