Reklama
Reklama

Otylia Jędrzejczak zdobyła się na wstrząsające wyznanie! Planowała samobójstwo

Otylia Jędrzejczak (35 l.) dziś jest szczęśliwą mamą i ma kochającego partnera. Jednak sportsmenka do końca życia nie zapomni tego, co spotkało ją w 2005 roku. Teraz po latach postanowiła wyznać tragiczną prawdę, o feralnym wypadku i tym, co działo się w jej życiu później.

Miała poukładane życie - kochającą rodzinę, karierę sportową i plany na przyszłość. Wszystko załamało się w jednej chwili - 1 października 2005 roku. 

Tego dnia Otylia wraz z bratem jechali samochodem, który prowadziła pływaczka i w miejscowości Miączyn doszło do wypadku, w którym zginął wówczas jej 19-letni brat, Szymon. 

Pod długim procesie sądowym, prokuratura postawiła jej zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, w wyniku czego sprawa zakończyła się ugodą i karą dla Otylii w wymiarze dziewięciu miesięcy ograniczenia wolności i prac na cele społeczne w wymiarze 30 godzin miesięcznie. Otrzymała także zakaz prowadzenia pojazdów przez rok. 

Jak można się domyślać, dla Otylii był to okropny czas i dopiero po latach zdecydowała się dokładnie opowiedzieć, co wówczas przeżyła. Sportsmenka właśnie wydała autobiografię, w której opisuje ten feralny okres w jej życiu. 

W książce, która ukaże się w sprzedaży pod koniec listopada opisała, jak wyglądały ostatnie chwile przed wypadkiem i to, z jaką nienawiścią społeczną spotkała się tuż po nim. 

"Dosłownie chwilę przed wypadkiem uniósł powieki, spojrzał na mnie i powiedział: 'Pamiętaj, siostra, że bez względu na wszystko, zawsze będę cię kochał'. To było ostatnie zdanie, jakie wypowiedział do mnie, i ostatnie, jakie wypowiedział w swoim życiu" - pisze w autobiografii.

Reklama

***
Czytaj więcej na następnej stronie: 

Potem wszystko, co się działo w życiu Otylii, było istnym koszmarem, który nie chciał się skończyć. 

"Nie mogłam uwierzyć w nienawiść, która lała się na mnie szerokim strumieniem. Obcy ludzie pisali anonimowo w komentarzach pod artykułami, że życzą mi śmierci, nazywali morderczynią. Przez głowę pierwszy raz w życiu przeszła mi myśl, żeby ze sobą skończyć. To był jedyny moment, w którym nie umiałam dźwignąć tego kamienia na plecach. Miałam już plan, jak to zrobić" - wyznała szczerze po latach od tragedii. 

Pływaczka postanowiła także opisać, jak z jej perspektywy wyglądał pogrzeb brata: 

"W szpitalu napisałam długi list, który włożyłam mu do marynarki (...) Na pogrzebie nie mogłam nie tylko chodzić, ale nawet siedzieć, sanitariusz wwiózł mnie na lekko uniesionej leżance, żebym mogła pożegnać się z braciszkiem. Rodzice pytali mnie, czy na pewno chcę być przy ostatnim pożegnaniu. Wjechałam na wózku i popatrzyłam na Szymka po raz ostatni. Nie wyglądał jak on, nie tak, jak go pamiętałam. Twarz miał siną, zupełnie jak nie mój Szymon. (...) Tak bardzo chciałam pocałować mojego braciszka, ale nie mogłam się podnieść, bo miałam uszkodzony kręgosłup. (...) Przetrwałam ten pogrzeb na środkach uspokajających". 

Patrząc na to, jak dziś wygląda życie Otylii, trudno uwierzyć w to, że w jej życiu rozegrało się takie piekło. Dziś, po latach, Jędrzejczak rozprawia się z demonami przeszłości. 

***
Zobacz więcej materiałów wideo: 

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Otylia Jędrzejczak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy