Patryk Vega: Mroczna przeszłość reżysera filmu "Pitbull. Nowe porządki"
Patryk Vega (39 l.), reżyser kultowego "Pitbulla", przez lata pił i palił, zażywał też narkotyki. Zmienił się dopiero pod wpływem kobiety. Niebawem jego rodzina znowu się powiększy!
Miał kilka miesięcy, gdy ojciec wyjechał na zarobek do Stanów. Matka wychowywała małego Patryka Krzemienieckiego (bo takie jest prawdziwe nazwisko reżysera) samotnie.
Gdy skończył podstawówkę, wpadł w złe towarzystwo i zaczął rozprowadzać narkotyki. Sam także brał kokainę, nie stronił od alkoholu.
- Od piętnastego roku życia przez piętnaście lat w zasadzie non stop piłem - wspomina. W domu nie przelewało się. By odciążyć mamę, zaczął sprzedawać nielegalne oprogramowanie na pobliskim bazarku. Jego zarobki przewyższały dwukrotnie pensję matki. Ku jej radości dostał się na socjologię. Tu stracił resztki złudzeń.
- Ukazywano nam mechanizmy, które wytwarzały poczucie, że religia jest manipulacją - wspomina. Już na studiach dzień zaczynał od wypicia duszkiem ćwiartki koniaku.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Błyskotliwy sukces w świecie filmu pogłębił jego problemy z używkami. Chorobliwie tył. Codziennie zjadał dwa pudełka lodów. Ważył 132 kilogramy, co groziło zawałem.
Gdy skończył trzydziestkę, podjął próby wyrwania się z nałogów przy pomocy wróżek i bioenergoterapeutów. Bez rezultatu. W 2000 roku ożenił się z Katarzyną Słomińską, a wkrótce na świat przyszła ich córeczka.
- Po co ten chrzest? - zastanawiał się, gdy dziewczynka przyjmowała pierwszy sakrament. Co tydzień zawoził żonę na niedzielną mszę. Sam czekał przed kościołem w samochodzie i słuchał muzyki. Pewnego dnia postanowił jednak jej towarzyszyć. Podczas nabożeństwa poczuł ukojenie. Za tydzień wrócił do kościoła.
- Zorientowałem się, że kazania są odpowiedzią na moje rozterki - wspomina. To, co stało się później, określa mianem cudu. Ingerencją Boga.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Do sakramentu pokuty przystąpił po 27 latach. Czekał w kolejce do konfesjonału, klęcząc przez 50 minut mimo bolesnej kontuzji kolana.
- Po spowiedzi doznałem niesamowitego poczucia lekkości, a ból kompletnie zniknął - opowiada "Dobremu Tygodniowi". Najbardziej wzruszają go słowa: "Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie".
W ciągu kilku miesięcy rzucił picie, palenie (palił po trzy paczki dziennie). "Przestał pan pić bez pomocy terapeuty?", dziwili się lekarze. Twierdzili, że nie ma takich przypadków w medycynie, że ktoś rzuca alkohol po tak długim czasie i nie zostawia to żadnego śladu. Przebaczył też ojcu, że go porzucił.
- Na mszę o uzdrowienie zabrałem mamę. Wierzę, że zasiała w niej ziarno, które pozwoli jej uleczyć zranione uczucia - mówi.
Jego wiarę umocnił wypadek. Terenowym mercedesem pędził z żoną i córką na Wigilię do Radomia. Jezdnię pokrywała warstwa lodu. Uderzył czołowo w jadący z przeciwka samochód.
Samochody odbiły się od siebie i wpadły do przeciwległych rowów. Podwozie auta pękło na pół. Okazało się jednak, że nikt nie odniósł większych obrażeń!
Czytaj dalej na następnej stronie...
Po wypadku zrozumiał, że prawdziwe bezpieczeństwo zapewnia jedynie relacja z Bogiem.
- Nawet jeśli sobie ustawię kwestie materialne, to i tak w ciągu ułamka sekundy mogę stracić wszystko - podkreśla. Tylko powierzając Bogu życie swoje i córki, nie musi się bać. Teraz marzy, by żona otrzymała orzeczenie o nieważności pierwszego małżeństwa. Bardzo pragnie wziąć ślub kościelny z ukochaną, która spodziewa się bliźniaków.
- Najważniejsze w życiu jest zbawienie. Wszystkim powtarzam, że nawet będąc bardzo pogubionym, można wrócić na właściwą drogę - mówi z przekonaniem.