Paulina Chruściel: Mój czas dla rodziny
Ukochany najpierw dał jej kosza, a później sam zadzwonił, by się umówić. Dziś są małżeństwem i szczęśliwymi rodzicami Marianki. Nie obnoszą się jednak ze swoim uczuciem - kiedy zaczęli pracować razem na planie "Singielki", maskowali się tak dobrze, że nikt nie zorientował się, iż są parą!
W życiu, jak to w życiu, nie zawsze jest tak harmonijnie, jakby się chciało. Najważniejsze jednak, że się wspieramy i wciąż jesteśmy razem − opowiada o swoim związku z reżyserem Łukaszem Wiśniewskim aktorka Paulina Chruściel. Żartują, że w pracy dogadują się lepiej niż w domu. Zawodowo spotkali się na planie serialu "Singielka", dzięki któremu Paulina zdobyła popularność. Nie obnosili się z tym, że są parą. Przez pierwsze dwa tygodnie pracy ekipa nie miała pojęcia, że coś ich łączy.
Poznali się wiele lat wcześniej, jeszcze w Akademii Teatralnej w Warszawie. - Totalnie się w nim zakochałam - przyznaje aktorka i zdradza, że to ona zrobiła pierwszy krok. Dała chłopakowi do zrozumienia, że jej na nim zależy, ale ten ją odrzucił. Stwierdził, że nie może dać jej tego, na co zasługuje. Nauka i praca tak go pochłaniały, że zupełnie nie miał czasu na randki. - Bardzo to przeżyłam. Odczuwałam w sercu ból. Miałam nadzieję, że z czasem zacznie maleć, ale on rósł − nie ukrywa.
Nie mogła zapomnieć o obiekcie westchnień, codziennie mijała go na szkolnym korytarzu. Obserwowała jak pracuje. Była pod wrażeniem jego przedstawień i bardzo się z nimi utożsamiała. Uważała, że mają z Łukaszem podobną wrażliwość, spojrzenie na świat. Żeby zająć czymś głowę, rzuciła się w wir pracy. Szła jak burza, śpiewająco zdawała egzaminy. Dostała nawet stypendium ministra kultury. Nie szukała kolejnej miłości, bo nie chciała być z kimś na siłę. − Nie potrzebuję faceta za wszelką cenę. Jestem dość niezależna − wyznaje.
Kilka lat później Łukasz zajrzał na jeden z jej ważniejszych egzaminów. Grała szekspirowską Lady Makbet. Zrobiła na nim wrażenie. Zadzwonił. − Później śmiałam się, że zakochał się w mojej bohaterce, nie we mnie − odgryza się Paulina Chruściel. To był dobry czas. Zostali parą. Nie cukierkową, która spija sobie z dziubków i wszędzie bywa razem. Mieli wspólne zainteresowania, byli ciekawi jedno drugiego, ale też każde zostawiało jakiś obszar dla siebie, bo obydwoje mają dużą potrzebę wolności.
Jedną z ich wspólnych pasji są podróże. Pokochali Afrykę. Poznali tam ojców franciszkanów, pracujących na misji na Czarnym Lądzie. Uczą o Chrystusie. − Pokazali nam świat od innej strony. Zrozumieliśmy, co jest naprawdę w życiu ważne - dodaje Paulina. Wraz z narzeczonym podjęli wówczas spontaniczną decyzję, że zostaną małżeństwem. Właśnie tam, z dala od Polski. Wzięli ślub w niewielkim kościółku pod Kilimandżaro. Świadkami zostali stolarz Prosper i kucharka Cecylia - obydwoje z misji. Gośćmi − cała wioska. Było ognisko i grający na bębnach tubylcy. - Pieniądze, które wydalibyśmy na wesele w kraju, woleliśmy podarować mieszkańcom wioski na dokończenie budowy kościoła - wspomina aktorka.
Zapragnęła pokochać kogoś jeszcze bardziej. Myślała już o macierzyństwie i nie bała się, że role życia przejdą jej koło nosa. Obserwując koleżanki miała wrażenie, że to właśnie dzieci sprawiają, że są mądrzejsze, bardziej zdystansowane. Trzy lata temu została mamą. Mówi, że ma teraz w sobie więcej kobiecej siły, odwagi, pewności. Gdy na świat przyszła Marianna, była po 30-tce. Nie chciała zostawiać maleństwa z dziadkami, czy opiekunkami, dlatego zrobiła sobie dwuletnią przerwę w pracy.
Obserwowała pierwszy uśmiech córeczki, nie przegapiła wypowiadanych przez nią słów, samodzielnie stawianych kroczków. Wiedziała, że to ważne, by przy tym być. Tak uczyła ją mama. Zawsze były blisko i nadal są w świetnych stosunkach, wspierając się we wszystkim. Paulina wychowała się w wielopokoleniowym domu na wsi, wypełnionym zapachem ziół. Suszyła je babcia, a dziadek wędził wędliny. Starał się, by rodzina miała co położyć na stół, bo w latach 80. sklepowe półki świeciły pustkami.
Jednak małej Paulince niczego nie brakowało. Domowa spiżarnia była pełna pyszności, a babcia dbała, by wnuczka zdrowo się odżywiała. Dziadkowie byli bardzo ważni w jej życiu i chciała, by jej córeczka także odkryła swoich. Teraz, gdy ma nawał pracy, zostawia małą pod opieką dziadka. Niczego jej w przyszłości nie będzie narzucać. Ojciec chciał, by została prawniczką, ale ona miała w pamięci brawa jakie dostała, gdy będąc małą dziewczynką stanęła na szkolnej scenie.
Jednak początkowo studiowała slawistykę na Uniwersytecie Warszawskim, potem spróbowała swoich sił na egzaminie do szkoły teatralnej. − Może dlatego, że wychowałam się w rodzinie patriarchalnej, postanowiłam zdawać na aktorstwo. Postrzegałam je jako bardzo niezależne − mówi z uśmiechem gwiazda. Nie żałuje tego wyboru. Lubi swoją pracę, a popularność związana z serialem bardzo ją cieszy. Ale najważniejsza jest Marianka. Nawet gdy wraca do domu skonana, czyta jej bajki na dobranoc.
Dziecko przewartościowało jej wszystko. Szkoda jej czasu na brylowanie na bankietach, pozowanie na ściankach. - Na dłuższą metę skupianie się na sobie nikomu nie wychodzi na dobre. Zwłaszcza w mojej niepewnej branży, wspaniale jest mieć poukładane życie rodzinne. Inaczej łatwo się pogubić - mówi wprost. I dodaje, że odkąd ma córkę, to gdziekolwiek, by nie wyjechała, to staje w jakimś miejscu i zastanawia się, co by powiedziała jej Marianka, czy jej by się to podobało.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: