Paulina Chylewska: Oto, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami w domu dziennikarki!
W tym roku wraz z mężem, dziennikarzem Marcinem Feddekiem, będą świętować 17. rocznicę ślubu. Paulina Chylewska (41 l.) w rozmowie z "Dobrym Tygodniem" zdradza, że bliskość i szczerość to ich recepta na udany związek. Wychowują w miłości dwie córki, stawiając na międzypokoleniowy dialog...
Dobry Tydzień: Jaką jest Pani mamą?
Paulina Chylewska: - Staram się spełniać w tej roli najlepiej, jak tylko potrafię. Dziewczyny rosną. Lena ma prawie 13 lat, Nina – 9. To są panny, które zaczynają żyć własnym życiem, i do tego powoli się przyzwyczajam.
Próbują się buntować?
- Trochę, ale spokojnie, radzimy sobie (śmiech). Dużo z nimi rozmawiamy, tłumaczymy, co jest dobre, a co nie. To bywa bardzo trudne, więc wtedy po jakimś czasie wracamy do tematu. Na szczęście udaje nam się na tyle łagodzić wszelkiego rodzaju bunty, fochy oraz nieprzewidziane sytuacje, że nasze relacje prawie w ogóle na tym nie cierpią.
Rozmawiając z córkami, przypomina pani sobie siebie i swoich rodziców?
- Pewnie, że tak. Moje dzieciaki brały ostatnio udział w warsztatach wokalnych. Śpiewały na nich piosenkę,w której padają teksty często wypowiadane przez rodziców: 'Nie: zaraz, tylko: teraz', 'Dlaczego? Dlatego!' albo 'Dlaczego nie? Bo nie!'. Zdałam sobie sprawę z tego, że te słowa słyszałam przed laty i teraz sama z nich korzystam. Przypominam sobie w takich chwilach mamę, która strofowała nas, goniła do nauki, i widzę, że postępuję podobnie, choć czasy się bardzo zmieniły. Dzieci dziś żyją inaczej niż my, będąc w ich wieku. Na pewno jednak staramy się wpajać im pewne wartości, które wynieśliśmy z rodzinnych domów.
Jakie to są wartości?
- To rzeczy proste i absolutnie uniwersalne. Uczymy córki, żeby nie krzywdziły innych, były dobre dla ludzi. By myślały o sobie, ale nie w egoistyczny sposób, a w taki, który jest empatyczny w stosunku do bliźnich. Staramy się pokazywać im, co jest ważne w dzisiejszym świecie bardziej, a co mniej. Pilnujemy tego na co dzień, w zwykłych sprawach, chwilach, gestach.
Kontroluje pani to, co dziewczynki oglądają, czego słuchają?
- Tak, staram się nad tym panować. Mamy taką umowę, że jak chcą coś obejrzeć, to muszą mi o tym powiedzieć. Konta w mediach społecznościowych posiada tylko starsza córka, z zastrzeżeniem, że jedną z jej znajomych jestem ja. Nie ingeruję jakoś nadmiernie w to, co zamieszcza, żeby nie robić jej tzw. „obciachu”. Ale trzymam rękę na pulsie i sprawdzam, co tam się dzieje, bo wiem, z czym to się może wiązać. Często na ten temat z nią rozmawiamy. Staramy się przekazywać jej informacje na temat tego, jakie niebezpieczeństwa czyhają w sieci. Uważam, że to podstawa odpowiedzialnego rodzicielstwa.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Wiosna to czas, kiedy wiele kobiet zaczyna bardziej dbać o urodę, formę, stosować nową dietę. Czy pani również ulega temu trendowi?
- Nie, ale zawsze o tej porze roku odgruzowuję swój dom (śmiech). To są takie generalne porządki z odsuwaniem szaf, kanap i wymiataniem najmniejszego pyłku z każdego kąta. Robię wtedy selekcję garderoby: co jeszcze będę nosić, a czego już na pewno nie.
Porządek w szafie równa się porządek w głowie?
- Bardzo lubię, gdy jest czysto. Mam taką naturę. Sprzątanie mieszkania pozwala mi uporządkować myśli, daje mi taką poukładaną przestrzeń wokół mnie. W niej czuję się wolna, nieograniczona.
Jest pani fanką zakupów?
- Najczęściej kupuję przez internet, bo nie cierpię chodzić po sklepach. W tym roku postanowiłam sobie i zobaczę, na ile w tym wytrwam, że jeśli nie będę miała potrzeby wymienienia czegoś, co się zniszczy, co już nie będzie na mnie dobre, to nie sprawię sobie żadnej zbędnej rzeczy. Taki mam swój mały, prywatny, ekologiczny plan. Gdy patrzę na to, jak bardzo jesteśmy jako społeczeństwo konsumpcyjni, jak wiele zalega w naszych szafach i jak to szkodzi nam wszystkim, to myślę, że trzeba to zmienić. I właśnie dlatego to dbanie o nasz świat wokół, o to miejsce, w którym żyję, zaczynam od siebie. Zobaczę, jak mi to wyjdzie. Na razie od początku roku nabyłam tylko jedne spodnie, więc wszystko idzie zgodnie z założeniami .
Czuje pani, że zmienia się jako kobieta?
- Jestem przekonana, że z każdym rokiem nabieram życiowej mądrości. Dzisiaj lepiej wiem, czego pragnę, a czego nie. Z kim chcę się widzieć, a z kim nie. Jakie spotkania sprawiają mi przyjemność, a które niekoniecznie. Pielęgnuję to. To dla mnie ważne. Widzę, jak zmieniało się grono moich przyjaciół przez minione lata i to też daje mi do myślenia, pokazuje, dokąd zmierzam. Są tacy, którzy będą przy mnie trwać, ale i ci pojawiający się tylko na chwilę. To definiuje moją dojrzałość. Bardzo mi to pasuje, doskonale się z tym czuję.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Jest coś, co Panią drażni w relacjach z ludźmi?
- Mam wrażenie, że żyjemy w czasach, w których nie jesteśmy ze sobą szczerzy. Szczerość, rzecz jasna, czasem boli, ale jest moim zdaniem najważniejsza. Jeśli jej brakuje, to nie ma też znajomości. Innej drogi nie widzę w relacjach międzyludzkich.
Szklanka jest dla pani zawsze do połowy pełna?
- Staram się widzieć głównie pozytywne strony. Nie oglądam się za siebie, nie skupiam się na błędach, chociaż czerpię z tego, co jest za mną, co przeżyłam. Doświadczenia zawsze są cenną lekcją. Nie rozpamiętuję jednak tego szczególnie, głównie cieszę się z tego, co było fajne, pozytywne. Wyciągam wnioski z błędów i porażek. Na szczęście jest ich dużo, dużo mniej niż tych dobrych zdarzeń (śmiech).
Ma pani swój przepis na udane małżeństwo?
- Będziemy świętowali w tym roku 17. rocznicę ślubu. Czy posiadamy jakiś uniwersalny przepis na tak długi i jedyny związek w życiu? Nie ma między nami ani cichych dni, ani się zbytnio nie kłócimy. Dużo ze sobą rozmawiamy, jesteśmy zawsze blisko siebie. W naszym przypadku to się doskonale sprawdza!
Jakieś marzenia?
- Nie mam żadnych konkretnych pragnień. Jedyne, co chciałabym zrobić tej wiosny, to odbyć lot szybowcem. Dostałam taki prezent na urodziny. Kupon leży w szufladzie, mam nadzieję, że uda mi się to zrealizować.
***
Rozmawiała:
Marta Kawczyńska