Paweł Kowalczyk był objawieniem "Idola", dziś mało kto o nim pamięta. Jak teraz wygląda jego życie?
Był faworytem 3. edycji „Idola” i - choć walkę o udział w finale polsatowskiego show przegrał z Moniką Brodką i Kubą Kęsym – potrafił wykorzystać zainteresowanie, jakie wzbudzał każdym swoim występem. Zaistniał na polskiej scenie muzycznej jako kolorowy ptak i artysta, który nie boi się eksperymentować ze swoim wizerunkiem i repertuarem. Dziś Paweł Kowalczyk ma 40 lat i słuch niemal całkowicie o nim zaginął. Co się z nim dzieje?
Paweł Kowalczyk swą przygodę z muzyką rozpoczął w wieku trzynastu lat od występu na Festiwalu Młodych Wokalistów we Wrocławiu. Odniósł wtedy ogromny sukces i, odbierając główną nagrodę, zadeklarował, że będzie śpiewał do końca życia.
Kiedy dziewięć lat później zgłosił się na casting do 3. edycji "Idola", był studentem Wrocławskiej Szkoły Jazzu i Muzyki Rozrywkowej i wokalistą zespołów Smak Paniki oraz Junkers. Do udziału w przesłuchaniach namówiła go koleżanka. Do Katowic pojechali autostopem.
"Byłem w przybrudzonym t-shircie i rozklejonych sandałach. Pamiętam, że dostałem się tam przez dziurę w płocie. Kolejki wtedy były naprawdę kilometrowe! Na przesłuchaniu wykonałem utwór z musicalu "Jesus Christ Superstar" pod tytułem "What’s The Buzz?". Od jury dostałem pięć razy "tak". Pomyślałem, że od teraz w moim życiu mogą nastąpić duże zmiany" - wspominał niedawno w rozmowie z Kubą Łuczakiem z portalu "Polska Płyta - Polska Muzyka".
Serca jurorów i widzów polsatowskiego show Paweł podbił brawurowym wykonaniem "Aeroplane" z repertuaru Red Hot Chili Peppers i bardzo odważną stylizacją - wystąpił z ufarbowanymi na buraczkowy kolor włosami i jednym okiem zamalowanym na czarno. Cała Polska czekała na kolejne występy kolorowego ptaka, jakim bez wątpienia był.
"Zawsze sam wymyślałem, jak chcę wyglądać do danego utworu. Dzięki profesjonalistom, którzy pracowali nad naszym wizerunkiem, mogłem realizować swoje wizje i jednocześnie uczyć się" - opowiadał "Angorze".
Ucieszył się z trzeciego miejsca
Paweł miał szansę za zwycięstwo w "Idolu", ale ostatecznie zajął trzecie miejsce, z czego... bardzo się ucieszył. Stwierdził później, że gdyby wygrał, musiałby przyjąć oferowany zwycięzcy kontrakt płytowy, który - to jego słowa - "był bardzo niekorzystny z punktu widzenia artysty".
"Ja chciałem się rozwijać. Przeszedłem dłuższą i trudniejszą drogę, ale wszystkiego mogłem sam się nauczyć, zdobywając doświadczenie i odczuwając po drodze wszelkie porażki na własnej skórze. Z perspektywy czasu uważam, że było mi to bardzo potrzebne, żeby stać się pełnowartościowym artystą, któremu kompromisy nie podcinają skrzydeł" - stwierdził wiele lat później w wywiadzie dla "Polska Płyta - Polska Muzyka".
Udział w popularnym telewizyjnym talent show otworzył Pawłowi drzwi do kariery, ale to, co oferowały mu wytwórnie płytowe, było - według niego - nie do przyjęcia. Nie chciał podpisywać kontraktu, który wiązałby go z jedną firmą na dziesięć lat i zobowiązywał do nagrywania płyt co dwa lata. Na debiutancki krążek czekał po "Idolu" aż pół dekady!
"Ale było warto. Płyta "Obsesja" była w stu procentach moja, była moją obsesją. Dałem jej całe swoje serce i pękałem z dumy, gdy ujrzała światło dzienne" - mówił na łamach "Angory".
Kolejny projekt muzyczny - singiel "The Game" nagrany ze Sławkiem Leniartem i Aleksandrem Bobrowskim - Paweł zdecydował się sygnować pseudonimem Diabkov. Następny - tym razem zrealizowany metodą analogową jazzowy album - podpisał nazwą założonego przez siebie zespołu Kovalczyk Big Band Project i wydał we własnej wytwórni "artConnection music".
Nie porzuca marzeń o podbiciu polskiego show-biznesu
Dziś Paweł Kowalczyk ma już na koncie cztery albumy, a swoje koncerty organizuje za pośrednictwem agencji "Connection Media", która należy... do niego.
Od dwóch lat wokalista śpiewa przede wszystkim utwory z repertuaru Grzegorza Ciechowskiego i Republiki, których własne wersje nagrał na płycie "Piosenki Mistrza". Na scenie wciąż szokuje oryginalnymi stylizacjami, a jego interpretacje "Nie pytaj o Polskę" czy "Kombinatu" uważane są najlepsze ze wszystkich wersji hitów Ciechowskiego, jakie powstały po śmierci "Mistrza".
Obecnie Kovalczyk (taką wersją swojego nazwiska Paweł posługuje się jako artysta) pracuje nad nowym projektem. Tym razem wziął na tapet utwory spod znaku New Wave.
"To pierwsza płyta, nad którą pracuję zupełnie sam, w totalnym skupieniu. Czuję, że taka praca jest dla mnie najbardziej komfortowa i daje mi ogromną frajdę tworzenia zupełnie nowej muzyki" - napisał w mediach społecznościowych, zapowiadając, że album "Kovalczyk Big Band New Wave" ukaże się na wiosnę 2022 roku.
Paweł Kowalczyk uważa się za spełnionego artystę, który od lat kroczy swoją drogą, nie ulega modom i robi to, co akurat mu w duszy gra.
"Najważniejsze jest dla mnie, żeby być zdrowym, mieć godne życie i otaczać się fajnymi ludźmi" - powiedział w ostatnim wywiadzie dla "Polska Płyta - Polska Muzyka".
Rekord czwartej fali. Dane resortu zdrowia
Piorun "jak wielka kula ognia". Zabił siedem koni
***
Doda robi Doda robi to z dziewczyną! Skandalistka zaszokowała fanów!
Ile zarabiają Ile zarabiają artyści i jak przetrwali pandemię?
Ewa Minge o pomaganiu innym. Nieczęsto się tym chwali!