Paweł Królikowski: Możecie odczepić się od Antka?
Paweł Królikowski (56 l.) nie mógł już dłużej milczeć. Aktor w rozmowie z "Twoim Imperium" postanowił stanąć w obronie swojego syna Antka, którego media - jego zdaniem - zbyt surowo i niesprawiedliwie oceniają...
Twoje Imperium: Jest pan ojcem pięciorga dzieci. To najważniejsza rola życiowa?
Paweł Królikowski: Spełniam w życiu różne role, ojcostwo jest jedną z nich. Gdy któraś funkcja zawodzi, cały organizm przestaje działać. Czasami jest fajnie, czasami przykro, ale to wszystko jest wpisane w życie.
Chciałby pan już zostać dziadkiem?
– Za wcześnie o tym mówić, dajmy spokój temu tematowi.
Jak pan ocenia karierę aktorską swego syna, Antoniego?
– Na ten temat także nie chciałbym się wypowiadać. Ale skoro już pani pyta, pragnę zaapelować, żeby ci, którzy myślą, że moja żona i ja załatwiliśmy Antkowi wszystko, odczepili się wreszcie od niego. To zdolny młody człowiek i ani tatuś, ani mamusia niczego mu nie podali na tacy. Sam dobrze sobie radzi, a na parę groszy i nagrody bardzo ciężko pracuje.
W niczym się was już nie radzi?
– Radzi się zawsze, ale potem i tak robi to, co mu dyktuje intuicja.
Z kolei pana młodszy syn, Jan, pasjonuje się muzyką.
– Nie da się ukryć, że muzyka to jego pasja. Kto wie, czy nie pójdzie w tym kierunku, chociaż studiował historię. Od lat gra w różnych zespołach, próbuje też komponować. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Starsi synowie są dorośli. Przyjaźnicie się? Powierzają panu sekrety?
– Dla moich synów nie jestem kolegą, lecz ojcem. Kolegów mogą mieć mnóstwo, natomiast ojca mają tylko jednego.
A młodsze dzieci pan rozpieszcza?
– Od tego jest matka. Cała trójka trzyma z nią sztamę. Ja bywam bankomatem i pogotowiem do zadań specjalnych. Muszę być czujny i wciąż obecny w ich życiu.
Jak to jest, gdy dzieci zaczynają wyfruwać z domu? Łatwo pogodzić się z tym?
– Nie zastanawiam się nad tym, ale mam tego świadomość. Dwaj synowie już wyfrunęli, mają własne życie, a żona i ja szanujemy to. Ale są blisko domu, jeśli chcą, mogą do nas wpaść na obiad i podziękować matce za rosół.
W kuchni niepodzielnie rządzi żona, czy wyręcza ją pan od czasu do czasu?
– Czasami zdarza mi się ją wyręczyć. Ale na pewno nie jestem takim kucharzem, żebym chciał zrobić o tym program w telewizji. Zresztą nie miałbym na to czasu.
Nic dziwnego. Na brak zajęć nie może pan narzekać. Jest pan jurorem w programie "Twoja twarz brzmi znajomo" i gra Pan w amerykańskim filmie "My Name Is Sara". Jak pan daje sobie radę z łączeniem wszystkich obowiązków?
– Zdjęcia do filmu powstają pod Białymstokiem. Grają w nim polscy aktorzy, tyle że mówią po angielsku. Film jest oparty na prawdziwej historii, a jego producentem jest syn tytułowej Sary, który postanowił zadedykować go swej matce. Zaś w nowej edycji programu 'Twoja twarz brzmi znajomo' dzieją się naprawdę tak fantastyczne historie, że ja już od pierwszego odcinka mam wypieki na twarzy. Ten program wznosi się na coraz wyższy pułap.
Rozmawiała: Magda Kaczmarek