Paweł P. pękł przy Rutkowskim. Ten chwyt detektywa całkowicie go pogrążył
Paweł P. od lat jest uznawany za jedną z najbardziej zagadkowych postaci w historii zaginięcia Iwony Wieczorek. Choć wydaje się niemal pewne, że sam nie przyczynił się do jej śmierci, to jednak mógł mieć decydujący wpływ na to, że sprawcy do tej pory nie zostali zatrzymani. Krzysztof Rutkowski, który włączył się w poszukiwania zaginionej niemal od razu, w policyjnych zeznaniach wyrażał się o Pawle P. w bardzo zastanawiający sposób. Czyżby uważał go za winnego?
Iwona Wieczorek zaginęła 12 lat temu, ale śledztwo w tej sprawie wciąż nie doczekało się finału. 19-latka po raz ostatni była widziana w nocy z 16 na 17 lipca. Nastolatka w towarzystwie znajomych odwiedziła jeden z sopockich klubów. Podczas zabawy wywiązała się kłótnia. Dziewczyna wyszła z lokalu i ruszyła do domu. Nigdy do niego nie dotarła. Ostatni ślad po Iwonie Wieczorek to zapis kamer miejskiego monitoringu, na którym oprócz jej sylwetki, widoczny jest podążający za nią mężczyzna z marynarką na ramieniu. Jak udało się ustalić po latach, zwyczajny przechodzień nie miał żadnego związku z zaginięciem dziewczyny. Sygnał telefonu Iwony Wieczorek urwał się około godz. 4:00 rano na granicy Sopotu i Gdyni, co pozwala sądzić, że sprawcy wywieźli ją w inne miejsce.
Lata mijają, a kolejni śledczy nie są w stanie odpowiedzieć na pytania, co stało się z Iwoną Wieczorek oraz kto odpowiada za jej zaginięcie. W sprawę angażował się nawet jasnowidz Krzysztof Jackowski, ale i on nie zdołał znaleźć rozwiązania tej zagadki. Sprawę zaginięcie 19-latki rozpracowywał także słynny dziennikarz, Janusz Szostak. Zmarły przed rokiem założyciel Fundacji na Tropie poświęcił zagadce całą książkę, ale i to nie wystarczyło, aby doszło do przełomu w śledztwie.
Wiele wskazuje na to, że policja nareszcie znajduje się o krok od rozwikłania tej mrocznej zagadki. Tuż przed Wigilią śledczy odwiedzili dawną Zatokę Sztuki. Niewykluczone, że owiany złą sławą, sopocki klub ma związek z wydarzeniami sprzed lat. W tym samym czasie policja bada wątek Pawła P. Kolega Iwony Wieczorek, który towarzyszył jej na zabawie w połowie grudnia usłyszał zarzut m.in. mataczenia.
Od samego początku w śledztwo jest zaangażowany detektyw Krzysztof Rutkowski. Co ciekawe, o pomoc wcale nie prosiła go rodzina zaginionej, lecz Paweł P. W książce "Co się stało z Iwoną Wieczorek?", detektyw wspominał, że mężczyzna dosłownie "chciał wszędzie być". Dlaczego tak bardzo zależało mu na uczestnictwie w dochodzeniu?
Okazuje się, że Paweł P. tylko przez pewien czas był zaangażowany w akcje poszukiwawcze. Detektyw stwierdził przed laty, że gdy w Trójmieście odbywał się marsz zadumy ku pamięci Iwony Wieczorek, mężczyzny na nim zabrakło. W opinii matki zaginionej, Paweł P. w tym samym czasie urządzał grilla. Krzysztof Rutkowski już wtedy przeczuwał, że Paweł P. coś ukrywa, dlatego poddał go swoistemu eksperymentowi.
"Kiedy był marsz, ja w wywiadzie dla jednej z telewizji powiedziałem zdanie, że "sprawca może brać udział w marszu, może brać udział w poszukiwaniu Iwony". On [Paweł - przyp. red.] do tej chwili zawsze mi pomagał w poszukiwaniach, był blisko mnie. Na moje pytanie, czy będzie nadal mi pomagał w poszukiwaniach, powiedział, że nie. Był natomiast na marszu i słyszał mój wywiad. Ten fakt bardzo mnie zdziwił, że nie będzie go na miejscu razem z nami" - zeznawał lata temu detektyw Rutkowski.
Paweł P. po zaginięciu Iwony Wieczorek zachowywał się w sposób całkowicie nieadekwatny do sytuacji. Zniknięcie koleżanki nie zrobiło na nim większego wrażenia.
"Powiedział, że matka go do czegoś potrzebuje. Natomiast od matki Iwony Wieczorek dowiedziałem się, że organizował tego dnia grilla i był dziwnie wyluzowany, gdzie w sytuacji, gdy marsz jest marszem zadumy, on w swojej rozmowie użył stwierdzenia, że na grilla ‘będą potrzebne dwie dziewczyny’ czy też ‘dwie du*y’" - twierdził Krzysztof Rutkowski.
Doświadczony detektyw dobrze wiedział, jak rozmawiać z Pawłem P., aby skłonić go do szczerości. Gdy zablefował stwierdzając, że w Sztokholmie odnaleziono świadka, który widział całe zdarzenie, mężczyzna zaczął się zachowywać w całkowicie odmienny sposób. Od tego momentu zaszła w nim spora zmiana. Często kontaktował się z Rutkowskim, aby wybadać na jakim etapie jest śledztwo.
"Od tego momentu Paweł bardzo intensywnie zaczął do mnie dzwonić, wypytując się, kto, co i jak. Ja odpowiedziałem bardzo wymijająco, starałem się nie zrywać kontaktu z nim, gdyż wyczułem, że ten kontakt jest mi potrzebny do konkretnej rozmowy, którą z nim przeprowadzę, aby uzyskać informację, czy ma jakiś związek z zaginięciem Iwony. Wielokrotnie do mnie telefonował, ja nie odbierałem od niego telefonów, co nasiliło kolejne telefony. Odnoszę wrażenie, że tą częstotliwością kontaktów i pytaniami chce uzyskać ode mnie najwięcej szczegółów i informacji. Chce uzyskać ich nawet więcej niż sama matka. (...) Paweł mówił do mnie, że zostanie zatrzymany, że jest podejrzewany przez policję. Ja mu odpowiadałem, że skoro nic nie zrobił, to nie ma się czego bać. Miałem wrażenie, że on się czegoś boi" - opowiadał przed laty detektyw Rutkowski, cytowany przez Janusza Szostaka.
Czy to możliwe, że kiedykolwiek poznamy całą prawdę o zaginięciu Iwony Wieczorek?
Zobacz też:
Lewandowscy składają życzenia przy choince. To wcale nie jest Polska! Dokąd pojechali na Święta?