Paweł Wawrzecki na pogrzebie Agnieszki Kotulanki. "Miał pan tupet, że pan tu przyszedł"
Paweł Wawrzecki (68 l.), były partner Agnieszki Kotulanki (†61 l.), pojawił się na pogrzebie aktorki. Złożył kondolencje jej dzieciom - Katarzynie i Michałowi. Przez część żałobników nie został miło przyjęty. Padły w jego kierunku gorzkie słowa.
Wiadomość o śmierci Agnieszki Kotulanki była szokiem. Nikt nie robił tajemnicy z tego, że aktorka ma problemy z alkoholem, ale w ostatnim czasie do mediów docierały informacje, które brzmiały dość optymistycznie. Mówiło się, że Kotulanka radzi sobie coraz lepiej. Miała podjąć leczenie.
"Jest bardzo skupiona na pracy nad sobą. Przestrzega wszystkich zaleceń terapeutów, zdrowo się odżywia, a nawet medytuje. I wreszcie widzi światełko w tunelu po tych wszystkich trudnych latach, które doprowadziły ją do takiego stanu" - opowiadała znajoma artystki w "Rewii".
Plotkowano, że aktorka do kieliszka zaczęła zaglądać z powodów osobistych. Miała bardzo przeżyć rozstanie z Pawłem Wawrzeckim. Już od początku ich miłość napotykała trudności. Gdy się poznali, aktor związany był z Barbarą Winiarską, z którą ma niepełnosprawną córkę Annę. Dopiero po śmierci żony on i Kotulanka zaczęli oficjalnie pojawiać się razem.
Ich związek nie przetrwał próby czasu. Ostatecznie Wawrzecki związał się z bizneswoman zza oceanu, Izabelą Roman, a Agnieszka Kotulanka została sama.
"Po rozstaniu była bardzo słaba psychicznie i zaczęła częściej zaglądać do kieliszka. Na planie była zgrana ekipa, każdy ją wspierał, ale ona nie chciała z nikim o tym rozmawiać. Zaczęła odcinać się od znajomych, coraz częściej przychodziła do pracy po alkoholu" - wyjawiła "Super Expressowi" osoba z produkcji "Klanu", serialu, w którym Kotulanka wcielała się w postać Krystyny Lubicz.
Mimo rozstania dla Pawła Wawrzeckiego Kotulanka najwyraźniej pozostawała ważną osobą. Nie zabrakło go na jej pogrzebie. Jego obecność nie spotkała się z przychylnością niektórych żałobników. Jak czytamy w "Fakcie", aktor usłyszał gorzkie słowa.
"Miał pan tupet, że pan tu przyszedł" - miał krzyknąć ktoś z tłumu. "Zapłakanego i pogrążonego w żałobie aktora obronił kolega Andrzej Grabarczyk, który zasugerował głośno, że takie słowa na pogrzebie nie przystoją" - czytamy w tabloidzie.
***
Zobacz więcej materiałów: