Paweł Wawrzecki: Razem na przekór złym wróżbom!
Jak Pawłowi Wawrzeckiemu (67 l.) i jego ukochanej udaje im się połączyć dwa życia w jedno pomimo rozłąki?
Niedawno obchodzili 8. rocznicę ślubu. Paweł Wawrzecki (67) poleciał wtedy do żony, milionerki Izabeli Roman-Wawrzeckiej do Chicago, bo nie wyobrażał sobie, żeby w tym ważnym dniu być tysiące kilometrów od niej.
Choć taka właśnie jest ich codzienność.
"Częściowo mieszkam w Stanach, częściowo w Polsce. Tu pracuję, tu jestem potrzebny zawodowo. Tam jestem potrzebny inaczej" – aktor uchyla nieco rąbka tajemnicy ze swego życia, które po tym, jak ożenił się z kobietą, której majątek szacuje się na 100 milionów dolarów, bardzo ciekawi innych.
Ale dla niego jest po prostu zwyczajnym życiem. Z żoną często wspominają ten romantyczny wieczór nad jeziorem, kiedy się poznali.
Aktor przyleciał do Chicago z teatrem Kwadrat. Nie spodziewał się, że właśnie tam znajdzie wielką miłość.
"Sam nie myślałem, że mi się jeszcze ułoży tak kolorowo w późnym wieku. Że się ożenię i będę obywatelem Ameryki" – mówi.
Towarzystwo Polskich Lekarzy, w którym pani Izabela, właścicielka firmy farmaceutycznej, aktywnie uczestniczy, urządziło wtedy przyjęcie na cześć aktorów z Polski.
Od razu przylgnęli do siebie, opowiedzieli sobie całe życie.
Od początku było dla obojga jasne, że nie chcą zmieniać się na siłę. Starają się po prostu połączyć swoje codzienne życia w jedno.
Każdej zimy, gdy państwo Wawrzeccy nacieszą się już sobą w ich amerykańskim domu nad jeziorem Michigan w Winnietka pod Chicago, lecą razem do Aspen na narty, które są ich wspólną pasją.
Latem, gdy w teatrach są urlopy, pan Paweł ma najwięcej czasu, który może poświęcić żonie.
I choć stać ich na najdroższe kurorty, najczęściej wypoczywają w Polsce. Częściowo w stolicy z córką aktora z małżeństwa ze zmarłą w 2002 roku Barbarą Winiarską
Anną, która urodziła się z porażeniem mózgowym. Częściowo w rodzinnym domu pani Izabeli w Sopocie.
Zyskał jeszcze jedną córkę
Choć nie spędzają ze sobą każdego dnia, są szczęśliwi. Starają się, żeby odległość, wbrew złym wróżbom, nie zaszkodziła ich związkowi.
I okazuje się, że jeśli ludzi łączy mocne uczucie, przetrwa ono wszystko.
"Mówią, że rzadkie widywanie sprzyja. Jest coś w tym, że może ta rozłąka powoduje, że bardziej przyciąga nas do siebie. Tak sobie układamy życie. Jest fajowsko. Moja żona też ma córkę, która studiuje w Nowym Jorku. Tak więc mam dwie córki" – mówi "Życiu na Gorąco" Paweł.