Piasek: Pojednałem się z ojcem, gdy był na łożu śmierci
Z ojcem długo nie miał kontaktu, pogodził się z nim dopiero w obliczu choroby. "Gdy odchodził, a umierał na raka, zaczęliśmy poważnie rozmawiać, także o śmierci" - wyznaje Andrzej "Piasek" Piaseczny (44 l.).
Pana azylem jest dom w Górach Świętokrzyskich.
Andrzej Piasek Piaseczny: - To miejsce na ziemi, w którym się wyciszam i uspokajam, gdzie dobrze mi się tworzy. Bywa samotnią, ale nigdy nie jest bunkrem czy zamkiem.
Staram się być otwartym człowiekiem. Co nie znaczy, że wpuszczam do swego życia wszystkich bez wyboru. W 2011 roku, kiedy byłem jurorem "The Voice of Poland", zaprosiłem do siebie finalistów z mojej grupy. Może tak będzie i w tej edycji show.
To mama spowodowała, że zainteresował się pan muzyką?
A.P.: - Tak. Nie chciała, bym nudził się po lekcjach i w podstawówce wysłała mnie na przesłuchanie do szkolnego zespołu. Trafiłem na fantastycznego nauczyciela od muzyki, pana Janusza Górskiego. Dbał o różne formy muzykowania. W szkole był nie tylko chór, ale też zespół wokalny, zespół muzyki dawnej. Jako uczeń wyższych klas, większą część roku spędzałem nie na lekcjach, ale na próbach i festiwalach.
Pana brat i siostra też są uzdolnieni muzycznie?
A.P.: - Jestem wyjątkiem w rodzinie. Być może talent odziedziczyłem po tacie, który w młodości grał na skrzypcach, o czym dowiedzieliśmy się przypadkowo, znajdując na strychu u babci jego skrzypce. Nigdy nie słyszeliśmy jak gra.
Kiedyś mówił pan, że relacja z ojcem nie była łatwa.
A.P.: - Tak czasami bywa w życiu. Byłem niedojrzały. Dopiero gdy odchodził, a umierał na raka, zaczęliśmy poważnie rozmawiać, także o śmierci. Wtedy doszło do prawdziwego pojednania. Był dumny ze mnie. Wszystko, co nas spotyka, włącznie z bolesnymi sprawami, czemuś służy.
Pana mama jest silną osobowością, ponoć ostro komentuje pana zachowanie?
A.P.: - Też jestem silną osobowością, dlatego czasami się ścieramy. Komentarze mamy i jej rady są dla mnie ważne, ale jako dorosły człowiek sam podejmuję decyzje, kierując się i swoją wiedzą, i intuicją. Jestem odpowiedzialny za to, co robię i ponoszę konsekwencje własnych wyborów.
Czego najważniejszego nauczyła pana mama?
A.P: - Przywiązania do rodziny. Życie w rodzinie to nie tylko te wielkie wydarzenia i wielkie słowa, ale też szara codzienność. Czasem się spieramy, czasem kłócimy, ale potrafimy rozwiązywać konflikty. Choć możemy mieć inne zdania, wszelkie nieporozumienia muszą być wyjaśnione, nie powinny się kumulować. Relacje między mną i bratem oraz siostrą są bardzo bliskie i do dzisiaj mocne. Prawie codziennie dzwonię do mamy, często do rodzeństwa.
Wiem, że święta Bożego Narodzenia spędzacie razem.
A.P.: - Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Od taty nauczyłem się przyrządzać pyszny bigos, który przygotowuję zawsze na święta. Zresztą wszyscy w rodzinie lubimy pitrasić. Moja babcia ze strony taty była kucharką. Jako chłopiec przepadałem za jej ręcznie robionym makaronem do rosołu i szarlotką. Smakowała inaczej niż szarlotka mamy.
Słowa piosenki "Chodź, przytul, przebacz" to zasada, którą kieruje się pan w życiu?
A.P.: - Powinniśmy kierować się tymi słowami, rozwiązując konfliktowe sytuacje, i ja staram się tak robić. Tylko że każdy ma swój charakter, a czasami charakterek, któremu ulega. Kiedyś bywałem bardziej wybuchowy, dziś jest we mnie więcej spokoju. Staram się pracować nad sobą, zastanawiać się nad swoim postępowaniem, nie zgadzać się na siebie, jeśli czuję, że coś jest naprawdę źle.
Mądrość przychodzi z latami?
A.P.: - To nie wiek czyni z nas ludzi mądrzejszych, tylko właśnie chęć zastanawiania się nad sobą oraz umiejętność wyciągania wniosków. Uśmiecham się do swoich 44 lat, dobrze się z nimi czuję. Jak mówi mój znajomy, teraz w człowieku zaczyna rosnąć apetyt nie na adrenalinę, ale na święty spokój. Jednak w przypadku artysty ta równowaga wewnętrzna i spokój są bardzo niestabilne. Wiadomo, że artyści są ludźmi delikatnej natury, to wrażliwcy.
Ma Pan w dorobku płytę "W blasku światła" z poematami Jana Pawła II.
A.P.: - Jan Paweł II to wielka osobowość, jest już świętym Kościoła. Mnie interesuje jako artysta, a jego poematy są piękną medytacją nad życiem człowieka w różnych jego wymiarach. Myślę, że sztuka i twórczość pozostaje dziedzictwem ludzkości na równi ze świętością.
Wadzi się pan z Bogiem?
A.P: - W pierwszym odruchu chciałem powiedzieć, że wadzę się bardzo często. Ale powiem, że raczej godzę się, bo Bóg jest miłością. Niezależnie od tego, jakiego jesteśmy wyznania, warto odnaleźć w sobie dobro. Szukanie dobra oznacza dostrzeganie zła i dążenie do poprawy. Dlatego szukam zgody z Bogiem poprzez szukanie dobra. Myślę, że każdy z nas nosi w sobie element świętości, ale czy da mu się rozwinąć, czy też nie, to nasz wybór.
Często pan bywa w kościele?
A.P.: - Nie uczestniczę co niedzielę w mszy, ale często chodzę do kościoła. Robię to z potrzeby serca, z potrzeby rozmowy z Bogiem. Z jednej strony rozmawiać z Bogiem można wszędzie, a z drugiej strony mam przekonanie, że kościoły i miejsca święte są jak taśma magnetyczna, którą przez wieki ludzie magnetyzują, właśnie tam zanosząc swoje emocje, myśli, prośby.
Mam też taki zwyczaj, że raz w roku w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia wybieram sobie w Górach Świętokrzyskich jakąś małą parafię, w której bez uprzedzenia się zjawiam i podczas mszy śpiewam kolędy. Traktuję swój talent jako dar od Boga i chcę się nim dzielić.
Rozmawiała: Ewa Modrzejewska