Piotr Cyrwus nie miał innego wyboru. Było z nim już bardzo źle. Uratowała go córka
Piotr Cyrwus nie ukrywa, że miał w swoim życiu trudne chwile, które położyły się cieniem na jego zdrowiu psychicznym i relacjach z rodziną. Na szczęście udało mu się wyjść na prostą. Dziś jest wdzięczny córce, która w odpowiednim momencie nakłoniła go do konsultacji z terapeutą.
Piotr Cyrwus zagrał wiele niezapomnianych ról i na stałe zapisał się w historii polskiego kina. Choć najwięcej fanów kojarzy go z kreacji Ryśka w "Klanie", po odejściu z telenoweli wystąpił w takich produkcjach jak: "W lesie już nie zaśnie nikt", "Sala Samobójców. Hejter" i w "Jak pokochałam gangstera". Dzięki temu zdołał w wielkim stylu wrócić na ekrany.
Mimo prężnie rozwijającej się kariery, długo nie był jednak w stanie poukładać wszystkich swoich spraw. W życiu prywatnym spotkały go poważne problemy: "Zawsze zastanawiał mnie fakt, dlaczego media podają przy nazwisku aktora, czy aktorki ich wiek. Może w moim przypadku chcą podkreślić, że Piotr Cyrwus ciągle nie dorósł i jest wiecznym chłopcem? Ale spokojnie! Dojrzałem i na świat patrzę teraz z większym spokojem, luzem i dystansem, dzięki czemu jakość mojego życia uległa znacznej poprawie" - przyznał w rozmowie z "Faktem".
Okazuje się, że w dojściu do dobrej kondycji psychicznej pomogła mu córka, która zwróciła szczególną uwagę na jego zdrowie psychiczne i zachęciła ojca do odwiedzenia lekarza.
"Już się tak nie szarpię i nie miotam, jak kiedyś, złapałem odpowiednią równowagę, a moim największym sukcesem jest to, że potrafię być szczęśliwy. Ale ta zmiana nastawienia nie przyszła sama, wymagała czasochłonnych działań. Wykonałem pewną pracę, dzięki córce zdecydowałem się na terapię i dziś więcej rozumiem, niż powiedzmy dziesięć lat temu. Terapia pomogła mnie i rodzinie w naszych relacjach, ale też pod kątem zawodowym, gdyż nie ma sztuki bez znajomości psychologii" - wyjawił.
Do pogorszenia się stanu aktora przyczyniła się też choroba alkoholowa jego córki, z którą na szczęście dziewczyna wygrała. To jednak skłoniło Cyrwusa do refleksji, że najważniejsza jest rodzina. Jak wyznał swego czasu w rozmowie z Agnieszką Kaczorowską:
"Teraz najbardziej buduje mnie patrzenie na życie z oddechem, nie chcę robić niczego na siłę, nie wszystko muszę zdobywać. Patrząc w oczy moich wnuków, dzieci i czasem żony, wiem, że jesteśmy dziś szczęśliwi, że mamy dobre relacje. Ale kosztowało mnie to wiele pracy z samym sobą".
Teraz aktor cieszy się z małych i zwyczajnych rzeczy. "Wiele rzeczy, pozornie prozaicznych i mało wyszukanych. Potrafię na przykład zapatrzyć się w drzewo, przyglądać chmurom płynącym po niebie, albo skupić na śpiewie ptaków. Lubię też wędrować samotnie po górach, odkrywać przyrodę bez telefonu komórkowego, czy słuchawek z głośną muzyką na uszach. I nie czuję ciśnienia, jakiegoś podskórnego napięcia, aby coś sobie udowadniać" - dodał.
Cyrwus ma również zupełnie inne spojrzenie na przemijanie. Choć ubolewa nad tym, że kiedyś przyjdzie mu się pożegnać z tym światem, akceptuje taką kolej rzeczy.
"Nie boję się jej. Ani tego, że kiedyś odejdę. Oczywiście jest mi niekiedy z tego powodu smutno, ale zaakceptowałem tę naturalną kolej rzeczy. Ten rodzaj pogodzenia się z sobą i ze światem sprawia, że łatwiej i prościej iść przez życie. Zamiast popadać w rozpacz i przygnębienie dziękuję Bogu, że jestem na takim etapie życia, gdzie nie muszę się już napinać i cieszą mnie wspomniane małe rzeczy. Jak choćby takie, że rozmawiamy teraz przy kawie w kameralnej włoskiej kawiarence" - ocenił.
Zobacz też:
Piotr Cyrwus żałuje, że nie pożegnał się z Dariuszem Gnatowskim! Wzruszające wyznanie