Piotr Kraśko szczerze o plotkach na temat jego bliskich! Jest zaskoczony!
Utalentowany dziennikarz, kochający mąż i tata trójki dzieci. Piotr Kraśko (48 l.) opowiada o swoim życiu poza kamerami. Przy okazji rozprawił się z krążącymi od jakiegoś czasu krzywdzącymi plotkami dotyczącymi rodziny dziennikarza.
Czy plotki ukazujące się w prasie o panu i pana rodzinie denerwują pana?
Nie użyłbym słowa "denerwują", może czasem zaskakują. Tyle że to trochę część tego świata. Jeżeli ktoś strasznie by to przeżywał, może lepiej zmienić zawód? Jest wiele pięknych zajęć, które nie wiążą się z plotkami. Za to nie mam wątpliwości, że przez 30 ostatnich lat dziennikarstwo sprawiło też, że byłem blisko fascynujących dla mnie wydarzeń i ludzi, których w inny sposób nigdy bym nie poznał.
Cztery lata temu został pan prowadzącym "DDTVN". Zwolnił pan tempo pracy?
Nie wydaje mi się, żebym mówił o zwolnieniu tempa pracy. Akurat tego w ogóle się nie spodziewałem. Może raczej o miejscu pracy. Niemal połowę tych lat spędziłem albo w podróży, albo mieszkając na stałe na drugim końcu świata. Trzy lata w Waszyngtonie, w sumie niemal dwa w Rzymie, wiele miesięcy na Bliskim Wschodzie. To było niesamowite doświadczenie, ale nie mieliśmy wtedy dzieci. W styczniu 2016 r. Lara przyszła na świat i teraz jako pięcioosobowa rodzina nie przemieszczaliśmy się już z taką łatwością. Ktoś, kto mówi, że z łatwością łączy pracę w telewizji i obowiązki związane z domem albo nie jest do końca szczery, albo nie jest świadomy problemu, albo jest wyjątkowym szczęściarzem.
Z jakimi wyzwaniami wiąże się posiadanie trójki dzieci?
Wyzwania są różne - te małe i duże. Często zastanawiamy się czy byliśmy może zbyt niecierpliwi, a może odwrotnie - może powinniśmy zareagować wcześniej. To jest też zupełnie inne doświadczenie mieć jedno dziecko, a dwoje czy troje. Mając bowiem jedno dziecko, rodzic myśli, że znalazł klucz do idealnego planu wychowawczego. A jak pojawia się drugie dziecko, to nagle okazuje się, że ten plan kompletnie nie działa. Na trzecią pociechę trzeba wymyślić jeszcze inny sposób. Nam z Maliną wydawało się kiedyś, że jedna rodzina, te same zasady - to dzieci będą do siebie dość podobne, a są krańcowo różne. Każdego dnia uczymy się czegoś nowego o sobie i swoich dzieciach. W "DDTVN" rodzicielstwo bardzo dobrze zdefiniowała Ania Guzik, mama trójki córek - to jest trochę jak spadanie głową w dół, a po drodze trzeba jeszcze złapać parę rzeczy. Ale to jest najcudowniejsza rzecz być rodzicem.
Jakie są pana dzieci: Aleksander, Konstanty, Lara?
Wspaniałe, a my z Maliną chcemy zrobić wszystko, żeby były szczęśliwe, niezależnie od tego, jaką drogę wybiorą w życiu. Obecnie cała trójka jest na etapie wszechogarniającej miłości do koni. Cieszymy się, że synowie odnoszą pierwsze sukcesy, choć wiemy, że droga do zawodowstwa jest długa i trudna. Konstanty jest aktualnym mistrzem Warmii i Mazur w skokach przez przeszkody. A Aleksander drugim wicemistrzem. Oczywiście odnoszą sukcesy, każdy w swojej kategorii wiekowej i na innych koniach.
***
Czytaj więcej na kolejnej stronie:
A Lara?
Ma cztery lata i też już jeździ konno. Jeszcze nie startuje w zawodach, chociaż się tego domaga.
Jest taka opinia, że najukochańszym dzieckiem mężczyzny jest córka.
Wszystkie dzieci kocha się tak samo mocno, ale każde inaczej. Natomiast inną relację buduje się z synami. I każdy jest inny. Jeden z nich uwielbia, jak bierze się go na ręce, zanosi na śniadanie, gdy wstaje do szkoły. A drugi lubi być samodzielny. Jak wyprowadził się z pokoju rodziców, gdy był mniejszy, to już do niego nie wrócił.
Jakie wartości chcecie przekazać dzieciom?
Byłbym bardzo ostrożny z odpowiedzią na to pytanie. Bo mogę odpowiedzieć, że chcę, by były dobrymi dla siebie i dla innych ludźmi. Ale to są tylko nasze pragnienia. Moim zdaniem bardzo dużo zależy nie od słów czy wzniosłych manifestów, a trochę od tego jak sami żyjemy. Zatem staramy się żyć z Maliną tak, jakbyśmy chcieli, żeby żyły nasze dzieci.
Czy któryś z chłopców chciałby zostać dziennikarzem, jak tata?
Może ciekawi ich podróżowanie po świecie i opisywanie różnych historii. Ale na razie obaj są na etapie miłości do koni. I to nie chodzi tylko o zawody. Im bardzo spodobała się opieka nad zwierzętami. Każdy z nich ma swojego konia, którym się opiekuje. Konstanty ma to szczęście, że jest właścicielem źrebaka, który urodził się tego samego dnia co on też ma na imię Konstanty. Kocha go nad życie, ale też ma poczucie odpowiedzialności za niego. Cieszymy się, że obaj mają w sobie tyle wrażliwości, bo w przyszłości odziedziczą pewnie po dziadkach całą stadninę koni w Gałkowie.
Właśnie buduje pan dom na Mazurach. Czy to oznacza, że wkrótce czeka was przeprowadzka?
Dopóki dzieci chodzą do szkoły i my z Maliną pracujemy - jesteśmy w Warszawie. Ale kiedyś, po latach - tak, wspaniale byłoby mieszkać na Mazurach. Gałkowo to jest dla nas najpiękniejsze i najwspanialsze miejsce na ziemi. Na miejscu mamy wszystko: rodzinę, przyjaciół, jezioro, łąki, las, drogi do biegania. Zdarza nam się podróżować po świecie, ale chyba nic nie zachwyca mnie bardziej niż Mazury.
Jaka jest pana recepta na udany związek?
Nie ma recept na miłość, prócz miłości. Oczywiście każda para ma za sobą inną historię. Ale tylko miłość potrafi przetrwać wszystkie zakręty, pagórki. I my zawsze staraliśmy się pamiętać, dlaczego postanowiliśmy być razem. Mam wspaniałą żonę, która jest niezwykłym człowiekiem i robi niezwykłe rzeczy. Organizuje małe i wielkie akcje, i takie też imprezy sportowe - od jeździeckich po maratony. Każdego roku odkrywam moją żonę i jej pasje na nowo.
A czy to prawda, że żona jeździ konno lepiej od pana?
W ogóle nie ma porównania. Malina była moim instruktorem i to ona uczyła mnie jeździć. Jest zdecydowanie lepsza ode mnie. Pogodziłem się z tym. I nawet dobrze mi z tym.
***
Zobacz więcej materiałów wideo: