Piotr Najsztub na finansowym dnie. Tak źle w życiu dziennikarza jeszcze nie było!
Jako nastolatek stanął przed sądem za próbę włamania do sklepu, później trafił do więzienia za kolportowanie ulotek w stanie wojennym, niedawno skazano go za potrącenie poruszającej się po pasach dla pieszych staruszki, a po dwóch latach uniewinniono od zarzuconego mu do tej pory czynu... Piotr Najsztub (59 l.), choć parę razy w życiu był już niemal na dnie, ale na szczęście do tej pory nie zatonął. Jednak najnowsze informacje o życiu dawnego gwiazdora nie napawają optymizmem. Jego sytuacja jest dramatyczna...
Kiedy w październiku 2017 roku Piotr Najsztub - jadąc chevroletem bez aktualnych badań technicznych i ubezpieczenia - potrącił na pasach 77-letnią kobietę, wszyscy byli pewni, że... jest skończony.
W dodatku okazało się, że nie miał prawa kierować jakimkolwiek pojazdem, bo dziewięć lat wcześniej stracił prawo jazdy za przekroczenie limitu punktów karnych. Dziennikarz stanął przed sądem i usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku drogowego, w którym osoba trzecia odniosła obrażenia.
Po trwającym kilka miesięcy procesie Najsztub został uznany winnym zarzucanego mu czynu i skazany na grzywnę oraz wypłacenie poszkodowanej rekompensaty i pokrycie kosztów procesu. Gdy wiadomość, że dziennikarz "wykpił się" od więzienia dotarła do ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, ten uznał, że kara jest niewspółmierna do winy i zapowiedział złożenie odwołania od wyroku.
"Polacy oczekują, że prawo będzie równe dla wszystkich bez względu na to, czy sprawca to osoba znana, czy nie. Wpływowy dziennikarz, który zresztą lubi moralizować, nie jest świętą krową" - grzmiał Zbigniew Ziobro na łamach "Super Expressu", nazywając wyrok "zbyt pobłażliwym".
Skazany na grzywnę Piotr Najsztub stracił pracę w jednym z portali internetowych.
Tymczasem Sąd Rejonowy w Piasecznie ponownie przeprowadził cały proces i tym razem uniewinnił Piotra Najsztuba. Prokuratura apelowała, ale warszawski Sąd Okręgowy podtrzymał tę decyzję w mocy.
"Jechałem ok. 20 km/h, padał deszcz, pasy były niedoświetlone, nie miałem szans zahamować. Czuję teraz spokój. Sąd uznał, że zachowałem szczególną ostrożność, w związku z czym mnie uniewinniono " - opowiadał później dziennikarz w "Dzień dobry TVN".
O sprawie Piotra Najsztuba mówiła trzy lata temu cała Polska. Przy okazji wyszło na jaw, że dziennikarz nie pierwszy raz stanął przed sądem... On sam przyznał w wywiadzie, że już jako nastolatek miał zatargi z prawem.
"Bywałem złodziejem. Miałem kolegów, dla których to nie było nic strasznego i należałem do ich grupy. I kiedy miałem szesnaście lat, stanąłem przed sądem dla nieletnich za próbę włamania do sklepu" - wyznał w rozmowie z "Legalną kulturą".
Za kratki Piotr Najsztub trafił jednak dopiero trzy lata później. Był dziewiętnastolatkiem, gdy skazano go na kilka miesięcy więzienia za kolportowanie ulotek podczas stanu wojennego. Siedział z mordercami i gwałcicielami, a przeżył tylko dlatego, że pisał im listy, które wysyłali swoim narzeczonym.
"Więzienie okazało się dla mnie rodzajem szkoły. Bardzo dobrej. Po trafieniu do więzienia moje życie się zdecydowało, w tym sensie, że był PRL, a ja już wiedziałem, że zawsze będę po tej drugiej stronie" - powiedział wiele lat później w wywiadzie dla magazynu "Claudia".
Piotr Najsztub był też "bohaterem" procesu, jaki latem 2007 roku prokuratura wytoczyła dwóm gangsterom za próbę... zabicia go. Za jego głowę "biznesmeni z Pruszkowa" oferowali trzysta tysięcy złotych! "Życie Warszawy" sugerowało wtedy, że Najsztub uszedł z życiem tylko dlatego, że nikt nie chciał przyjąć zlecenia zabójstwa w obawie przed rozgłosem.
Były gwiazdor TVP ("Tok Szok", który prowadził z Jackiem Żakowskim, miał ćwierć wieku temu ogromną widownię), Polsatu (współprowadził reality show "Dwa światy"), TVN (był gospodarzem programu "Najsztub pyta") i TV4 (razem z Pawłem Królikowskim przepytywał gości "Małej czarnej") parę razy był też pozywany o zniesławienie. W 2007 roku groził mu rok więzienia za nazwanie jednego z prokuratorów z Grójca "poDUPAdłym".
Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami i, choć sąd uznał, że Piotr Najsztub jest winny nieumyślnego dopuszczenia (jako redaktor naczelny) do publikacji materiału prasowego zawierającego znamiona przestępstwa, sprawa została umorzona wobec "znikomego stopnia szkodliwości społecznej czynu".
Wydawać by się mogło, że procesy, w jakie uwikłany był Piotr Najsztub, zrujnują mu karierę. Dziennikarz nigdy jednak nie narzekał na to, że nie może znaleźć pracy. I wciąż świetnie sobie radzi...
"Jestem dzieckiem szczęścia. Pewnie gdybym nie był, gorzej bym to wszystko znosił" - stwierdził na łamach "Claudii".
Karierą Piotra Najsztuba nie zdołał zachwiać także skandal obyczajowy (dziennikarz, który przyznaje, że z córkami z pierwszego małżeństwa nawiązał kontakt dopiero, gdy były już nastolatkami, dziesięć lat temu związał się z młodszą od niego o prawie ćwierć wieku Katarzyną Sarnowską) oraz jego kontrowersyjne wypowiedzi na temat mieszkańców południowej Polski i żarty z uczestników powstania warszawskiego (dyrekcja Tok FM musiała przepraszać za nie Stowarzyszenie Pamięci Powstania Warszawskiego).
Piotr Najsztub ma w tzw. środowisku opinię dziennikarza niezatapialnego. Wiele razy był niemal na dnie, ale nigdy go nie dosięgnął. On sam mówi o sobie, że jest tak skonstruowany, że bardzo szybko wypiera przykre doświadczenia i nieprzyjemne wydarzenia z pamięci, żeby po prostu móc dalej żyć.
"Jednym z elementów bycia Najsztubem jest to, że nie mam do siebie o nic żalu. Ani wyrzutów sumienia. Jestem tego genu pozbawiony. Podobnie jak genu wdzięczności" - powiedział w"Claudii".
Dziś były dziennikarz "Gazety Wyborczej", były redaktor naczelny "Vivy!" i "Przekroju" próbuje też uchronić przed bankructwem restaurację "Kur & Wino", którą prowadzi razem ze swoją życiową partnerką i ich wspólnikiem, a która z powodu lockdownu znalazła się na skraju upadku.
Czy i tym razem uda mu się przetrwać trudne chwile i wyjść na prostą?