Podczas występów gwiazdora "Czterdziestolatka" publiczność pękała ze śmiechu. Dziś mało kto o nim pamięta
Jan Gałązka, któremu sławę przyniosła rola Walendziaka w "Czterdziestolatku", miał bardzo nietypową umiejętność - potrafił mówić bez otwierania ust. Przez całe życie występował na estradzie w towarzystwie drewnianej lalki, którą kochał, jakby była jego dzieckiem. Tuż przed śmiercią poprosił przyjaciół, by Bartka, bo tak nazywał kukłę, pochowano razem z nim.
Jan Gałązka był człowiekiem o niezwykłym poczuciu humoru. Ci, którzy go znali, mówili, że nie sposób się przy nim nudzić, ale trzeba bardzo uważać, bo uwielbiał robić kawały, wykorzystując przy tym umiejętność mówienia bez otwierania ust.
"On uwodził publiczność głosem, który potrafił zmieniać w mgnieniu oka, oraz minami, które robił dzięki nieprawdopodobnie plastycznej twarzy. Był to po prostu facet nie z tej ziemi. Brzuchomówca i parodysta, człowiek z twarzą jak z gumy" - napisał o nim Jerzy Gruza w "Telewizyjnym alfabecie wspomnień".
Popularność przyniosły Janowi Gałązce występy w reżyserowanym przez Gruzę cyklicznym programie telewizyjnym "Poznajmy się". Był mistrzem parodii i potrafił owinąć sobie wokół małego palca nawet cenzorów.
"Kiedyś wysłaliśmy go z Jackiem Fedorowiczem do cenzorki, żeby zaprezentował tekst, który ma zamiar wygłosić później na żywo. Pochylił się nad przerażoną urzędniczką i zaczął bez ładu i składu mówić głosem Gustawa Holoubka. A że nie otwierał ust i głos wydobywał się z jego brzucha, kobieta uciekła w popłochu" - wspominał reżyser w swojej książce.
Jan Gałązka zdobył sławę jako opiekun drewnianego Bartka, z którym objeździł Polskę wzdłuż i wszerz. Wszędzie, gdzie występowali, przyjmowani byli owacjami, a podczas ich koncertów widzowie wręcz pękali ze śmiechu.
Gałązka był przede wszystkim aktorem teatralnym i artystą estradowym. W 1951 roku ukończył warszawską Państwową Szkołę Dramatyczną Teatru Lalek, a dwa lata później zdał w Krakowie egzamin eksternistyczny dla aktorów dramatu. Zanim w 1974 roku Jerzy Gruza zaproponował mu rolę Walendziaka - sąsiada Madzi i Stefana Karwowskich - w "Czterdziestolatku", zagrał jedynie w jednym filmie i jednym spektaklu Teatru Telewizji.
"Najlepiej czuję się na estradzie w towarzystwie mojego Bartka" - powiedział w wywiadzie dla "Ekranu".
"Lubię, jak się ludzie śmieją" - dodał.
Jan Gałązka od najmłodszych lat był kawalarzem i psotnikiem. Uwielbiał robić sobie żarty z ludzi, a że dostał od losu niezwykły dar, miał ułatwione zadanie.
Pewnego razu, tuż przed występem z Bartkiem na jednej z mazurskich wsi, podczas nabożeństwa majowego uklęknął przed stojącą w przydrożnej kapliczce figurą świętego Józefa i - oczywiście bez poruszania ustami - krzyczał do modlących się razem z nim rolników, że muszą wybudować drogę, bo inaczej artyści z Warszawy do nich już nigdy nie przyjadą. Kiedy rok później znów zawitał do wsi, z satysfakcją odnotował, że prowadzi do niej nowiutka droga.
"Janek, jak każdy brzuchomówca, miał rozdwojenie jaźni. On nie wiedział, kim jest naprawdę" - wspominał go Jerzy Gruza w wywiadzie.
Jan Gałązka zmarł 30 stycznia 1981 roku. Przyjaciele spełnili go ostatnią prośbę aktora - dopilnowali, by Bartka włożono do jego trumny i pochowano razem z nim.
Dziś Gałązka jest niemal kompletnie zapomniany, a w pamięci widzów żyje jednie dzięki powtórkom "Czterdziestolatka".
Źródła:
1. Książka J. Gruzy "Telewizyjny alfabet wspomnień", wyd. 2000.
2. Wywiad z J. Gałązką, "Ekran", wrzesień 1975.
3. Jerzy Gruza opowiada o Janie Gałązce, YouTube (youtube.com/watch?v=zfTAwnrdEa4).
Zobacz też:
Roman Kłosowski miał przed śmiercią jedno marzenie. Syn spełnił ją 4 lata po jego odejściu
Lesław Żurek dał sobie zakręcić w głowie. Stenka zrobiła na nim wielkie wrażenie
Zaskakujące wieści z domu Piotra Cyrwusa. Gwiazdor "Klanu" ma wielki powód do dumy