Poparzony dziennikarz wyszedł ze szpitala
Krzysztof Ziemiec (41 l.) opuścił oddział chirurgii plastycznej jednego z warszawskich szpitali. Jest nie do poznania: "Gdy dzisiaj spojrzałem w lustro, to się przeraziłem" - wyznaje.
Dziennikarz telewizji Puls, który kilka trzy tygodnie temu uległ poważnemu wypadkowi czuje się już lepiej. Wsparty o ramię żony, wzruszony, pożegnał się z personelem szpitala, w którym leżał. - pisze "Super Express".
"Gdy dzisiaj spojrzałem w lustro, to się przeraziłem. Ale i tak czuję się bez porównania lepiej niż jeszcze tydzień temu. Jestem jeszcze słaby, ale chciałbym jak najszybciej wrócić do normalnego życia" - mówi w rozmowie z tabloidem.
"Na początku męczył mnie niesamowity ból, dzień i noc. Bandaże schodziły razem ze skórą. Krzyczałem z bólu, ale i tak podobno dużo mniej niż inni pacjenci" - dodaje.
Teraz czeka go rehabilitacja. Ma niemal stuprocentowe szanse, że po ranach nie pozostanie śladu, a skóra odzyska naturalny kolor. Teraz musi ćwiczyć, rozciągać skórę.
Wypadek uświadomił dziennikarzowi, co tak naprawdę jest w życiu ważne. Bardzo niechętnie wraca do tamtego wieczoru: "Zdałem sobie sprawę, że albo wszyscy spłoniemy żywcem, albo zatrujemy się tlenkiem węgla, bo było pełno dymu. Jedyne wyjście to otworzyć drzwi, ale stały już w ogniu. I dostałem nagle jakąś siłę z niebios i po prostu wszedłem w ten ogień i otworzyłem je. Wyprowadziłem dzieci i żonę" - wspomina.
Dziennikarza uratowało to, że był nago, gdyż właśnie wyszedł spod prysznica: "Gdybym miał ubranie na sobie, wszystko spłonęłoby i wtopiło się w skórę. Wolę nie myśleć, co by wtedy było" - mówi dla "Faktu".
"Mam zwolnienie do końca sierpnia. Nie jestem w stanie utrzymać nawet ołówka w palcach. Chciałbym wrócić do aktywności, lecz organizm mówi: stop..." - dodaje.
"Przez to wydarzenie zrozumiałem, że najważniejsza jest rodzina".