Reklama
Reklama

Porażka Mandaryny w Sopocie to wynik... spisku?!

Wszyscy pamiętamy występ Marty Wiśniewskiej na festiwalu w Sopocie przed czterema laty, na którym "piosenkarka" spektakularnie się skompromitowała. Teraz Mandaryna tłumaczy, że jej porażka wcale nie była wynikiem braku talentu.

Mandaryna (31 l.) widocznie uznała, że wspomnienia o sopockim festiwalu w 2005 roku zatarły się w pamięci rodaków na tyle, że może wreszcie ogłosić własną teorię dotyczącą głośnej kompromitacji.

W wywiadzie dla "Vivy" Marta twierdzi, że "komuś zależało", by jej występ się nie udał:

"Wiadomo, jak usadza się konkurencję. A ja dałam się podpuścić. Przed występem w moich kostiumach ktoś wypruł suwaki, choć garderoba była zamknięta na klucz. (...) Na trzy minuty przed naszym wyjściem na scenę wyrzucono moich akustyków. Pozamieniano partie muzyczne. Kiedy zaczęłam śpiewać, okazało się, że odsłuch jest wyłączony. Nie sądzę, żeby ktokolwiek zaśpiewał na scenie czysto bez podsłuchu [i wszystko jasne! - red.]".

Reklama

Mandaryna dodaje, że na próbach wypadała na tyle dobrze, że jej występ przesunięto na sam koniec - miała być "asem w rękawie"! I była...

Marto, czy nie lepiej było siedzieć cicho i po prostu nie wracać już do tego wydarzenia? Nawet jeśli te tajemnicze wypadki rzeczywiście miały miejsce, nikt już tego nie zweryfikuje. Trzeba było mówić o tym tuż po festiwalu, a nie w listopadzie 2009 roku. Wnioski wydają się oczywiste.

Przypomnijmy sobie słynny sopocki występ Marty:

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Mandaryna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy