Przemysław Saleta odkrywa prawdę o "Azja Express"! Szok!
Przemysław Saleta (48 l.) oraz jego przyjaciel, Dariusz Kuźniak, są pierwszą dwójką, która odpadła z programu "Azja Epxress". Okazuje się, że panowie wcale na to nie zasłużyli...
Przemek Saleta był jednym z kilku celebrytów, którzy zdecydowali się na udział w głośnym programie TVN - "Azja Expres". Bokser na wędrówkę po Azji zabrał ze sobą swojego przyjaciela, Dariusza Kuźniaka.
Panowie od początku mieli trudności z wykonywaniem zadań. Jednym z powodów, dla którego tak się działo, był ich wygląd. Przemek i Darek są nie tylko postawnymi mężczyznami, ale również mają na swoim ciele wiele tatuaży, co budziło lęk w mieszkańcach Azjii, którzy nie są przyzwyczajeni do takich widoków.
Mimo wszystko kumple świetnie się bawili. Kolejne zadania nie przeszkodziły im na przykład w tym, aby hucznie spędzić 40. urodziny Darka, mając w kieszeni tylko kilka dolarów, które z pewnością nie powinny być przeznaczone na ten cel.
W ostatniej konkurencji, która decydowała o tym, kto jako pierwszy odpadnie z "Azja Express", szczęście im dopisało. Nie byli ostatni na mecie, co - według nich - dawało im pewne miejsce w następnym odcinku. Niestety, Agnieszka Szulim-Woźniak-Starak uznała, że panowie złamali regulamin.
Chodziło o to, że Darek i Przemek mieli wysiąść z auta, którym się poruszali, pozwolić kierowcy odjechać, i wykonać zadanie. Panowie musieli zjeść jajko z ptasim zarodkiem, a potem znowu łapać stopa. Co prawda kumple zrobili to, ale... odjechali tym samym autem.
Agnieszka Szulim była bezlitosna i zdecydowała o tym, że Darek i Przemek muszą odpaść. Dzięki temu Hanka Lis i Łukasz Jemioł fuksem znaleźli się w następnym odcinku.
Saleta postanowił skomentować na Facebooku całą sytuację. Bokser zasugerował, że TVN nie do końca pokazał prawdę...
"Zdaję sobie oczywiście sprawę, że telewizja nie na żywo nie zawsze oddaje rzeczywistość i dlatego dwie sprawy chciałbym Wam wytłumaczyć i wyprostować. 1. Rzeczywiście wsiedliśmy do tego samego samochodu (zresztą nie my jedyni). Ale zrobiliśmy to, bo on zwyczajnie nie odjechał. A nie odjechał, bo sms-a dostaliśmy siedząc w samochodzie na parkingu, a kierowca nie przejeżdżał tylko tam stał, gdyż miał przy drodze stoisko z napojami. I zwyczajnie nie miał gdzie pojechać dalej. 2. Na metę dotarliśmy nie na 7. lecz na 6. miejscu i wbrew temu. co mówił lektor, zrzucono nas o dwa miejsca, a nie o jedno. Oczywiście nie mam o te przekłamania pretensji, bo najważniejsze jest to, co przeżyliśmy, zobaczyli i się pośmiali, ale prawda jest taka, że w telewizji najważniejszy jest montaż" - stwierdza Saleta.
Oglądaliście ostatni odcinek? Jak wasze wrażenia?
(Dzień Dobry TVN / x-news)