Przepowiedział Ninie Andrycz śmierć!
Nina Andrycz długie lata ukrywała, ile tak naprawdę ma lat. Niedawno wyjawiła tajemnicę. Opowiedziała również o pewnej przepowiedni...
Dama polskiej sceny najwyraźniej zawarła pakt z diabłem: czas jej się nie ima, a forma wciąż dopisuje. Źródła podawały jako jej datę urodzenia 11 listopada 1915 r. W środowisku aktorskim od dawna jednak szeptano, że Andrycz ujmuje sobie wiosen.
Dopiero niedawno przyznała oficjalnie, że przez lata funkcjonowała ze sfałszowaną metryką. Jak się okazuje, skończyła... 101 lat - na świat przyszła 11 listopada 1912 r. Na pomysł zmiany aktu urodzenia wpadła na początku wojny jej matka.
"Przy sympatii AK można było zdobyć papiery, jakie się chciało. Domyślała się, że okupacja może potrwać kilka lat, i że jak się odejmie te trzy lata, będę lepsza do zamążpójścia" - wyznaje Nina Andrycz.
Po wojnie aktorka nie wróciła do prawdziwej metryki. Przyzwyczaiła się, że jest "młodsza", a nawet było jej to na rękę.
"W 1945 r. zgodnie z nowymi papierami miałam niespełna trzydzieści lat, mogłam jeszcze długo grać królowe, damy, kanalie i Chinki. Są reżyserzy, którzy sugerują się bardziej tym, co jest w papierach, niż tym, co widzą" - dodaje.
Jedyną osobą, która znała prawdę, był jej mąż Józef Cyrankiewicz. Andrycz twierdzi jednak, że mężowi było wszystko jedno i ożeniłby się z nią nawet, gdyby miała 145 lat.
"Przeżyłam kochanków, lekarzy, przyjaciół i męża też, to straszne" - mówi.
Aktorka podkreśla, że na długowieczność została skazana na początku kariery, gdy przepowiedziano jej datę śmierci.
"Miałam przyjaciela, który interesował się astrologią i zrobił mi horoskop. Wyszło, że będę żyła 100 albo 101 lat. Uprzedził, że muszę uzbroić się w siły, bo mam długą, pracowitą starość" - opowiada.
Dodaje jednak, że na pomniku, na Starych Powązkach, gdzie wykupiła 99 lat użytkowania wieczystego, ma być prawdziwa data jej narodzin - 11 listopada 1912 r. A obok... ta druga.