Przez lata pracowała w TVP. Nagle zaczęła mówić o tym, co się szykuje na Woronicza. "Spodziewam się zmian na gorsze"
Przed laty Monika Luft była jedną z największych gwiazd Telewizji Polskiej. Z pracy na Woronicza odchodziła w mocno nieprzyjemnej atmosferze, o czym opowiadała później mediom. Jej telewizyjna kariera załamała się i prezenterka już nigdy nie odzyskała straconej wówczas pozycji. Zajęła się pisaniem książek, a przez jakiś czas pełniła nawet funkcję rzeczniczki w MSZ. Teraz z kolei udzieliła zaskakującego wywiadu, w którym bardzo pozytywnie wypowiedziała się na temat zmian, które w ostatnich latach zaszły w TVP. Teraz jest przekonana, że będzie znacznie gorzej...
Monika Luft długo była ulubienicą nie tylko widzów, ale także szefów TVP. Prowadziła na Woronicza liczne programy, w tym m.in. "Kawę czy herbatę".
Zmieniło się to wraz z nadejściem nowego szefostwa. Pewnego dnia została poinformowana, że nie będzie miała tzw. dyżurów i pozostanie na podstawie swojej pensji, która na ten czas wynosiła 350 złotych brutto. Monika Luft nie przyjęła tej propozycji od zarządu TVP. Zdecydowała, że odejdzie. Tak opowiadała o tym w jednym z wywiadów:
"Zostałam poinformowana, że nie ma dla mnie pracy, ale mogę zachować etat - całe 350 złotych brutto. (...) To była dla mnie nieprzekraczalna granica: żebrać o jałmużnę. Więc złożyłam wymówienie" - pożaliła się wywiadzie dla "Gali".
Potem próbowała swych sił u konkurencji, ale z marnym skutkiem. Zajęła się więc pisaniem książek. Zaliczyła także epizod w roli rzeczniczki w MSZ, ale z pracą pożegnała się już po kilku miesiącach.
"Zmienił się minister. Nowy szef ministerstwa miał inny pomysł na to, jak powinna wyglądać komunikacja z mediami" - tłumaczy w rozmowie z Plejadą Monika Luft.
W rozmowie z portalem opowiedziała szczerze o czasach, gdy jeszcze pracowała na Woronicza. Prezenterka twierdzi, że niewiele się one różniły od tego, co w TVP działo się w ostatnich latach.
"Pilnowano interesów pewnych polityków i robiono wszystko, by jak najczęściej pojawiali się w programach Telewizji Polskiej, również lifestylowych. Pamiętam, że był moment silnego lansowania Jolanty Kwaśniewskiej. Kiedyś wysłano mnie z kamerą do Janowa Podlaskiego, żeby zarejestrować jej wypowiedź przy okazji wręczania jakichś nagród. Musiałam jechać kawał drogi tylko po to. Uważałam, że to kompletnie bez sensu. Przecież mógł to zrobić ktoś, kto był na miejscu. Ale dostałam takie polecenie służbowe i musiałam je wykonać. Moi przełożeni koniecznie chcieli pokazać to w oprawie Jedynki" - wspomina w Plejadzie.
Wróciła też do momentu, gdy dowiedziała się o zwolnieniu. Monika jest przekonana, że oberwało jej się "za polityczną działalność byłego męża".
"Myślę, że tak. Zapewne był to pewien rodzaj zemsty, ale nie zakomunikowano mi tego wprost. A ja nie dopytywałam o powody tej decyzji. Miałam już trochę dość tego, co działo się na Woronicza. Nie czułam się tam komfortowo. Wiedziałam, że jakiś rozdział mojego życia się kończy. Chciałam zamknąć jedne drzwi, żeby dać sobie szansę na otwarcie innych" - wyznała.
Z wywiadu jasno wynika, że Monika Luft raczej pozytywnie ocenia zmiany, które dokonały się w ostatnich latach w TVP. Uważa, że prezentowanie przez publicznego nadawcę skrajnie różnych informacji od tych, które pokazywane są w konkurencyjnym TVN, to duża wartość.
"Moim zdaniem media muszą być przede wszystkim pluralistyczne. Gdy wszystkie stacje telewizyjne mówią jednym głosem, nie ma to nic wspólnego z wolnością słowa. Różne grupy powinny mieć możliwość swobodnego wyrażania opinii. A więc nie chciałabym, żeby w TVP i TVN-ie mówiono o tych samych sprawach wyłącznie z jednej perspektywy. A kiedyś już tak było. Pamiętam czasy, kiedy treści prezentowane w "Wiadomościach" i "Faktach" były identyczne. Absolutnie nic nie różniło tych serwisów" - stwierdziła.
Została zapytana też o to, co jej zdaniem po ostatnich wyborach stanie się z TVP. Nie jest w tej kwestii przesadną optymistką:
"Nie jestem prorokiem i nie będę przewidywać przyszłości, ale, niestety, spodziewam się zmian na gorsze. Mamy do czynienia z ogromną polaryzacją – zresztą nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Zamiast rozmawiać, zaczynamy się nienawidzić. Spirala hejtu została rozkręcona do niebotycznych rozmiarów. Zewsząd słyszymy zapowiedzi zemsty. Pojawiają się listy ludzi do wyrzucenia" - stwierdziła.
Potem dodała, że jej "pamięć sięga dalej niż osiem ostatnich lat".
"Pracowałam w TVP w latach 90., przez chwilę nawet w redakcji "Wiadomości" i wiele widziałam na własne oczy. Media publiczne zawsze padały łupem zwycięskiej formacji. Nigdy nie było i nie będzie inaczej. Tak to już jest. (...) Standardy w Telewizji Polskiej nigdy nie były takie, jakbym sobie życzyła. Nie mam poczucia, że przez ostatnich osiem lat coś tam diametralnie się zmieniło. Owszem, media publiczne informowały o rzeczywistości z punktu widzenia bliskiego partii rządzącej, ale tak było zawsze" - podsumowała Monika Luft.
Zobacz także: