Reklama
Reklama

Racewicz: Pierwszy wywiad po tragedii

Joanna Racewicz (37 l.) w katastrofie smoleńskiej straciła męża, funkcjonariusza BOR-u Pawła Janeczka. Jak mówi, przeszłość to żal za minionym, przyszłość - strach przed nieznanym i paraliżujący lęk...

Był jej wielką miłością, poznaną w samolocie, ona jego "królewną, skarbem kochanym". Spędzili ze sobą pięć i pół roku. Mają dwuletniego synka Igora.

O katastrofie dziennikarka dowiedziała podczas kręcenia porannego programu "Dzień dobry TVN" - gościła wówczas z Anią Dąbrowską w ogródku jordanowskim.

Kiedy ktoś z ekipy włączył laptopa i powiedział, że "coś się stało z samolotem", była pewna, że to tylko awaria...

"Miliony razy słyszałam, że tupolew to ruina, że wszystko się w nim psuje" - mówi w wywiadzie dla magazynu "Pani".

"Myślałam: 'Pękła opona, lądowali na podwoziu, może coś się urwało?'. Żadnej pewnej informacji. Telefon Pawła milczał. 'Odbierz', błagałam". Miała nadzieję, że mąż znajdzie się pośród trzech osób, które rzekomo miały przeżyć katastrofę.

Reklama

Wierzyła do końca

Miał wrócić tego samego dnia, o osiemnastej. Nie pożegnali się - rano widziała jedynie palące się światło w kuchni, słyszała, jak zamyka drzwi mieszkania. Spała.

"Tego ostatniego dnia, w sobotę, robił sobie kanapki na śniadanie i okropnie nakruszył. A teraz nie mogę sobie wybaczyć, że nie wstałam i nie dałam mu całusa na do widzenia. Jest to we mnie cały czas".

Dziennikarka w wywiadzie mówi także o "pielgrzymkach", które przychodzą na cmentarz i robią sobie pamiątkowe zdjęcie z krzyżami, twierdząc, że Powązki są własnością narodową. Jest to dla niej bardzo trudne doświadczenie.

"Obiecałam Pawłowi tam, w Moskwie, że zrobię wszystko, żeby Igor był dumny z taty. To akurat nie będzie trudne. I żeby tata był dumny z syna. To obietnice, które organizują teraz mój świat".

Czytaj także:

Zginął mąż Joanny Racewicz

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Katastrofa samolotu prezydenckiego | Joanna Racewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy