Reklama
Reklama

Rafał Maserak: Syn zawrócił mi w głowie

Odkąd cztery miesiące temu na świecie pojawił się Leonard, życie Rafała Maseraka zawirowało. Tancerz opiekuje się nim od rana do wieczora. Podczas porodu towarzyszyła rodzinie muzyka Zbyszka Wodeckiego. Teraz, gdy maluch płacze, rodzice wiedzą już, co robić...

Co zmieniło się w pańskim życiu?

Rafał Maserak: - Świat stanął na głowie, a moje życie odmieniło się o 180 stopni. Jest cudownie, to największe szczęście jakie mogło mnie spotkać.

Nie spodziewał się pan, że będzie aż tak wielkie?

- Nie spodziewałem się, że ten mały człowieczek aż tak zawróci mi w głowie. 

Dlaczego akurat Leonard?

- To imię od początku miałem gdzieś w tyle głowy: Leonard, Leo... W dodatku i mój pradziadek, i dziadek Gosi byli Leonardami.

Reklama

Jak wygląda teraz pański dzień?

- Ano tak: noc nieprzespana, zazwyczaj. Ale noc nocy nierówna, czasem jest spokojnie. O 6.30 zaczynamy funkcjonować w trybie dziennym. Pierwsze, co robię, to spoglądam do łóżeczka Leonarda. Gdy widzę uśmiech na jego buzi, to mówię: "O, to będzie dobry dzień!". To wręcz niebywałe, że nawet wtedy, gdy noc jest gorsza, to - gdy rano widzi się ten uśmiech od ucha do ucha - to już się o tym nie pamięta. Następnie przewijamy małego człowieka, mamusia go karmi, zabawiamy go i wychodzimy na spacerek. Dużo spacerujemy, a gdy przez pandemię nie mamy zajęć - wyjeżdżamy za miasto, na działkę.

I gdzie jesteście?

- Na Mazowszu, na wsi, w miejscu mojego dzieciństwa. Gdy nie było już zajęć w szkole i na treningach, to miałem miesiąc wolnego i zawsze wtedy wyjeżdżałem na działkę do dziadków. Tu jest uroczo, zielono, cicho...  Z jednej strony las, z drugiej pole. Czego więcej potrzeba do szczęścia? Słońce świeci, rozkłada się kocyk i już! A rano słychać śpiew ptaków, pianie kogutów, muczenie krów, które pasą się niedaleko... Jest błogo i naturalnie. 

W roli taty odnalazł się pan chyba z marszu?

- Nie jestem z tych mężczyzn, którzy dziecka się boją, to znaczy obawiają się zrobić coś przy nim. Wręcz przeciwnie, czuję odwagę i pewność. Długo czekałem na syna, na Leonarda. Mam już przecież 36 lat. Dlatego nawet zmiana pieluchy z pełną zawartością sprawia mi radość (śmiech). 

Jak ojcostwo na pana wpływa? Od dziecka było pana wszędzie pełno...

- Dalej jest mnie pełno! Jestem energiczny, przy synu także. Moja narzeczona śmieje się czasem: "Spokojniej, spokojniej przy nim!". Temperamentu się nie zmieni. A z obserwacji mojego syna wynika, że temperament przejął chyba po ojcu. 

Widać już pierwsze ruchy samby w łóżeczku?

- Bardzo lubi muzykę! Gdy Małgorzata była w ciąży i włączaliśmy muzykę poważną, zaraz się uspokajał w brzuszku. Kiedyś, pod koniec ciąży, byliśmy na koncercie, gdzie też występowałem, a 40-osobowa orkiestra grała utwory  Johanna Straussa. Powiedziałem: "Gosiu, może tu nie zostawaj, jest głośno", a Gosia na to, że czuje, iż mały jest spokojniejszy. I cały koncert przesiedziała! Z kolei podczas porodu towarzyszyła nam muzyka Zbyszka Wodeckiego, bardzo ją lubimy. Teraz podobnie - gdy zdarza się cięższy moment i płacz się nasila, to włączamy Vivaldiego i wtedy Leo się uspokaja! To niesamowite, jak duży wpływ na dzieciaczki ma muzyka.  

Co z życiem towarzyskim, trzeba było zrezygnować?

- Jestem osobą towarzyską i taką pozostanę. Lubię towarzystwo ludzi. Lubię zarażać swoją energią i lubię ją też czerpać od innych ludzi. Oczywiście należało to trochę zmienić, bo gdy jest się kawalerem, to się żyje jak kawaler, a gdy jest się już w związku, ma się rodzinę, to wiadomo - trzeba się spionizować i funkcjonować inaczej. Ale pozostaję towarzyski i gdy jest okazja, spotykam się ze znajomymi. A ponieważ Gosia też jest towarzyska i razem mamy wielu wspólnych znajomych, to spędzamy tak całkiem sporo czasu! Imprezujemy, jak każdy Polak. Wyjeżdżamy na działkę z rodziną i spędzamy czas przy grillu. 

Właśnie, kto u was gotuje? Jest pan przecież zwycięzcą "Top Chefa"?

- Ja chyba robię trudniejsze wersje jedzeniowe, a Małgorzata nieco łatwiejsze. Albo inaczej: narzeczona jest mistrzynią kanapeczek, a schabowym to już ja się zajmuję. 

Wasz związek jest partnerski?

- Tak, zdecydowanie, na luzie wymieniamy się obowiązkami. 

Babcie pomagają?

- W tym czasie ogólnej kwarantanny i po niej zajmujemy się małym sami. "Taniec z gwiazdami" został przesunięty na jesień, jestem więc cały czas w domu i staram się robić jak mogę najwięcej. Ale wiadomo, że nasze kochane mamy zawsze chcą pomóc, zawsze są "na telefon" i czasem tę pomoc wzywamy. (śmiech) Ale po prostu chcemy być dużo razem, uczymy się małego i siebie, to fajny czas. 

A co ze ślubem? Były już plany wesela z przytupem...

- To jest trudny temat, nie chodzi nawet o pandemię. Tak naprawdę mamy głowy zajęte teraz czymś innym. 

Czyli - kimś innym: jest maluch i wiele spraw na głowie?

- Dokładnie, nie myślimy teraz o tych planach, na troszkę je odłożymy.

Ale przez głowę nie przelatuje jednak myśl, kim Leonard może zostać?

- Tancerzem, piłkarzem... Nie myślę jeszcze o tym. Chciałbym, żeby był zadowolonym z życia człowiekiem, bez względu na to, kim zostanie. Sam wybierze, a ja będę go naprowadzał na taką drogę, żeby był szczęśliwy i spełniał swoje marzenia.

Rozmawiała Anna Ratigowska

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Rafał Maserak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy