Rena Rolska zrezygnowała z kariery dla syna. Dziś bardzo za nim tęskni
Rena Rolska (86 l.) z życia estradowego wycofała się, gdy ogłoszono stan wojenny - zrobiła to dla ukochanego syna Grzegorza. "Nie śpiewam od roku 1981, tym bardziej się dziwię, że mimo tych lat ciszy ktoś mnie pamięta" - mówi.
Kiedy była licealistką, Cyganka wywróżyła jej dwóch mężów, w tym jednego w białym kitlu, występy na scenie, poważny wypadek samochodowy i dwoje dzieci.
- To ostatnie się nie sprawdziło. Niestety, mam tylko jednego syna. Ale reszta się zgadza. Moim pierwszym mężem był lekarz, moim życiem była scena, a i wypadek, z którego cudem uszłam cało, także mi się przydarzył - mówi Rena Rolska, jedna z najpopularniejszych gwiazd polskiej piosenki lat 60. i 70.
Z muzyką obcowała od dziecka dzięki mamie. - Ciągle słyszałam jej podśpiewywanie. Nauczyłam się od niej przebojów takich gwiazd jak Hanka Ordonówna, a także romansów rosyjskich. Okupację spędziłyśmy w Warszawie. Tata poszedł na wojnę, trafił do oflagu, z którego szczęśliwie wrócił po wyzwoleniu. Mama imała się różnych prac. Mimo trudnej sytuacji pilnowała mojej nauki gry na fortepianie. Chodziłam na prywatne lekcje - wspomina gwiazda.
Po maturze chciała studiować romanistykę, ale nie została przyjęta, gdyż... pochodziła z rodziny inteligenckiej. Na szczęście, podczas wyprawy z ojcem w Sudety, poznała wykładowcę akademii muzycznej, który umożliwił jej naukę. Pierwszy profesor widział w niej operową divę, ona jednak wolała muzykę "lekką, łatwą i przyjemną".
Podobno ktoś powiedział o zdolnej dziewczynie szefowi Orkiestry Tanecznej Polskiego Radia. Dostała zaproszenie na przesłuchanie, a potem z tym zespołem, popularnym w latach 50., wystąpiła w warszawskiej Hali Gwardii. Do dziś wspomina ogromny stres i życzliwe wsparcie Zbigniewa Kurtycza.
Po debiucie śpiewała w kabarecie Pineska w warszawskiej kawiarni Nowy Świat. Okazało się, że ma też talent aktorski i świetnie radzi sobie na scenie.
- Na początku lat 60. zaczęłam występować w audycji "Podwieczorek przy mikrofonie". Miałam tam scenkę "Rolska do tablicy" o niesfornej uczennicy. Wykorzystałam umiejętność mówienia głosem dziewczynki. Musiałam sobie sprawić fartuszek z białym kołnierzykiem, zawiązywałam na głowie wielką białą kokardę, no i wygłupiałam się. Zwykle miałam straszliwą tremę przed wyjściem na scenę, a tu szłam uskrzydlona. Uwielbiałam to robić. Czułam się tą uczennicą - wspomina Rolska.
Jej kolejne piosenki stawały się przebojami. Wielbiciele do dziś nucą "Złoty pierścionek", "Piosenka prawdę ci powie", "Widzisz mała", "Za ostatnich rubli pięć", "Chciałabym, a boję się", "Na Francuskiej", "Niech pan mnie weźmie ze sobą do domu".
Jeden z jej pierwszych utworów, "Nie oczekuję dziś nikogo", to dzieło wybitnego kompozytora Witolda Lutosławskiego. Zaczęły się zagraniczne wyjazdy po Europie, Azji i Ameryce. - Niezapomniany był pobyt w Mongolii. Piękny, nowoczesny, wspaniale wyposażony teatr w stolicy Ułan Bator, a potem objazd po stepach, do siedzib pasterzy zamieszkałych w jurtach - wspomina.
- Po koncertach, które odbywały się pod gołym niebem, na glinianym klepisku, miałam okazję napić się kumysu, przejechać się na wielbłądzie i na małym, stepowym koniku. W pewnym okresie życia wszystko przychodziło do mnie samo. Musiałam mieć tylko kalendarz, w którym zapisywałam terminy, a propozycji było więcej niż kartek.
Jeden utwór zmienił jej życie. W roku 1961 został zorganizowany Konkurs Piosenki Polskiej. Reżyserował go Marian Jonkajtys (późniejszy mąż) i musiał znaleźć wykonawców. Szukał w kabaretach, na koncertach, trafił też do "Podwieczorku przy mikrofonie", gdzie usłyszał Renę Rolską. Śpiewała "Piosenka prawdę ci powie". Oczarowała go. Namówił ją do udziału w festiwalu, i sam ją przygotował do występu. Wygrała.
- I zostaliśmy razem na 43 lata - mówi piosenkarka. - Mąż był aktorem, reżyserem, profesorem w szkole teatralnej. Stworzył i prowadził Teatr na Targówku. Przez dziesięć lat starali się o dziecko. W 1972 roku urodził im się upragniony syn Grzegorz i on stał się dla mamy najważniejszy. Ograniczyła koncerty. Całkowicie z życia estradowego wycofała się, gdy ogłoszono stan wojenny, a męża zwolniono ze stworzonego przez niego teatru. Razem zajmowali się metaloplastyką, która stała się dla nich źródłem utrzymania.
- Nie śpiewam od roku 1981, tym bardziej się dziwię, że mimo tych lat ciszy ktoś mnie pamięta. Zapraszają mnie na spotkania, wiedząc o tym, że nic nie zaśpiewam. Czasami poznają mnie na ulicy, to jest dla mnie dziw natury - mówi.
Tęskni za synem, który od 15 lat pracuje jako filmowiec w Kalifornii. Jego "Arka" była nominowana w 2007 roku do Złotej Palmy w Cannes. Dumna z syna mama, wciąż pełna energii, działa w Związku Artystów Scen Polskich. - Nie mogę się poddawać, zamykać we wspomnieniach, bo to nic nie daje - mówi.
***
Zobacz więcej materiałów: